Zacznijmy nietypowo – od wielkiego minusa. Na liczniku mam ponad 30 lat. Przez moje ręce przewinęło sporo ponad 1000 albumów. Bez wahania stwierdzam jedno – tak biednej poligrafii jeszcze nie widziałem…
I nie chodzi tu o okładkę (bo to kwestia gustu) tylko o całkowity brak książeczki zastąpionej tu jedną kartką. Nawet w piratach z przełomu wieków było lepiej bo kartka ta była rozkładana. Panowie z Anti Tank Nun – odwaliliście straszną pańszczyznę…
Niewiele lepiej na papierze wygląda czas trwania krążka. Niecałe 35 minut? Serio? Na szczęście te dwa niezbyt miłe aspekty witające nas na starcie tracą na znaczeniu w momencie włączenia płyty. Dlaczego? Z prostej przyczyny – “Permanent Erection” jest po prostu bardzo solidnym albumem. Pierwsze skojarzenie jakie nasunęło mi się po jego przesłuchaniu to “Omen” Soulfly. I nie chodzi tu o samą muzykę tylko bezpretensjonalny wydźwięk i surowość nagranego materiału i jego odmienność w stosunku do poprzednich wydawnictw.
“Permanent Erection” jest prosty ale nie prostacki. Jest też cholernie szybki i inwazyjny. Po jego przesłuchaniu stwierdzamy, że te 35 minut to jednak nie był głupi pomysł bo takie granie w większej dawce mogłoby zwyczajnie męczyć. A tak zostaliśmy uraczeni przez ekipę Anti Tank Nun samym “gęstym”. Przewija się tu Motorhead, słychać też dużo thrashowych naleciałości. Praktycznie cały album nagrany jest w wariackim tempie przez co momentami niektóre utwory wydają się być do siebie bardzo podobne. Jednak dzięki dynamizmowi wcale nie przeszkadza to w pozytywnym odbiorze płyty.
Analiza poszczególnych utworów mija się z celem. Przed przesłuchaniem “Permanent Erection” należy zadać sobie pytanie czy lubi się Titusa z różnych jego wcieleń. Jeśli tak to po nowy album można sięgnąć bez wahania. Nie jest to z pewnością dzieło przełomowe czy oryginalne ale ważne, że dobrze się go słucha. Dodatkowo świetnie sprawdza się w aucie. A że za kilka lat nikt nie będzie pamiętał o tym albumie to już inna sprawa;)
No dokładnie okładka to żart, ale pisali na fb ze niestety mieli za mały budzet na płytę :/
A “Steal This Album!” System of a Down? No ale powiedzmy, że tam bardzo oszczędna poligrafia to celowy i usprawiedliwiony zabieg.:) A sama płyta – i jedna, i druga – raczej nie dla mnie.;)
Na “Steal…” chyba jednak było bardziej na bogato;) Sprawdzę wieczorem:)
Jak dla Mnie największą słabością tego albumu jest to że jest tak równy w sensie jednostajny, przez co momentami nawet nuży.
No i ta recenzja rozwiała wszelkie moje wątpliwości co do tego, czy kupić fizyczną wersję na CD, czy nie. Poligrafia do bani (któraś już recenzja z kolei o tym wspomina) i czas trwania skutecznie mnie właśnie zniechęciły.
Czy zechciałbyś, drogi recenzencie zgrać owy materiał do mp3 320kbps i wysłać na adres bananos1@tlen.pl??? (proszę w dwóch częściach, bo mój mail obsłuży ledwie 100 mb na raz).
Chcę kupić w Muzodajni, ale jak na razie nie ma… I raczej nie będzie.
To Cię poniosło z tym zgrywaniem i wysyłaniem 😀
No to prześlij na jakiś serwer. Wrzutki od zespołu można by się było spodziewać , ale nie bardzo chcą stronę uaktualnić. Zatrzymali się na udostępnieniu debiutu przez bittorrent:
http://antitanknun.com/band/pl/media/w-sieci-huczy/273-anti-tank-nun-hang-em-high-(2012)-mp3-320-bittorrent-am
Jestem niesamowicie tolerancyjny ale akurat piractwem muzycznym się brzydzę:)
Jeśli zgranie albumu do pliku i przeznaczenie tegoż materiału do użytku domowego nazywasz piractwem, to chyba coś nie teges. Piractwo odbywało się na bazarach tak w początkach III RP, i tak do 2000 któregoś roku, gdy “sprzedawcy” stali przy polówkach i za zgrany na kasetę album, czy grę komputerową kosili hajs.
Tak z siedemnaście lat temu poprosiłbym Cię o nagranie tego na kasetę [przecież pamiętasz, bo jesteś podobnie jak ja po trzydziestce], ale teraz poprosiłem o pliki (tylko do użytku osobistego). Nie mam zamiaru tym piracić… Ponawiam prośbę.
Chyba lepiej od żałować te 30 dyszki bo raczej prędko się na torrent’ach nie pojawi 🙂
Raczej tak:) A ja nie planuję przyczyniać się do “zubożenia” zespołu:)
Widzę że Titus na stare lata zaczyna iść śladami Maxa Cavalery i grać muzę coraz bardziej napierdalankową i bezkompromisową bez odpuszczania i zluzowywania pośladów. Szkoda, bo najbardziej lubię te płyty z jego udziałem (zarówno Acidowe jak i inne) na których stawia się na urozmaicenie utworów a szybkie kawałki są tylko dodatkiem do większej całości. Muszę chyba porzucić nadzieję, że kolejny album Acidów bardziej pójdzie w stronę Centów czy Stalowych wersetów aniżeli Le Part du Diable czy Peep Show, gdzie tego monotonnego napierdolu jest jak dla mnie trochę za dużo.
Zespołu nie ma na portalach streamingowych, więc tak naprawdę nie istnieje. Przekonało się o tym już wielu wykonawców, nawet tych undergroundowych, czy debiutujących.
Tylko w ten sposób można szybko dostać kasę za swoją muzę.
Może gdyby wrzucili longa na Tidal, czy Spotify, zarobiliby na okładkę do następnej płyty. A tak…
A co to w ogóle za zespół, ten Anti Tank Nun? 😉
http://www.terazrock.pl/teksty/czytaj/najczesciej-odtwarzani-rockowi-artysci-na-spotify-ranking.html