Trudno to sobie wyobrazić ale kiedyś na prawdę były czasy, w których to Bono zajmował się głównie muzyką. Czasy te niestety odeszły w niepamięć a sam wokalista zajmuje się już chyba wszystkim tylko nie tym dzięki czemu wypłynął na szerokie wody. Ten brak formy odbija się również na reszcie muzyków U2. Efektem tego jest systematyczny spadek formy niczym indeksów giełdowych w dobie kryzysu. Niby od czasu do czasu przychodzą odbicia ale ogólny trend i tak jest znany;) Idealnym przykładem tego zjawiska jest właśnie No Line On The Horizon. Bardzo długo nie mogłem się zdecydować na zakup tego krążka. Ostatecznie wylądował on u mnie na półce ale bardziej ze względu na cenę i chęć posiadania całej dyskografii grupy niż zainteresowanie samym materiałem tutaj zawartym. Od zakupu minęło parę lat, mniej więcej tyle samo od ostatniego odsłuchania. Kilka dni temu odpaliłem w końcu NLOTH i….. Nadal w ogóle mnie nie rusza. Fakt faktem – jest tu kilka dobrych momentów ale giną one w nadmiarze średniactwa i przeciętności. Dobre momenty? Proszę bardzo: “Magnificent” – schemat oklepany do granic możliwości, utwór przewidywalny niczym wyniki polskiej reprezentacji w piłce kopanej. Ale w gruncie rzeczy przyjemnie się tego słucha – głównie ze względu na to, że utwór nawiązuje do starych, dobrych czasów. “Cedars Of Lebanon” – rzecz zupełnie inna, nie przypominam sobie żeby we wcześniejszej twórczości zespół stworzył coś podobnego. Melancholijny klimat, recytacja zamiast śpiewu. Piękna rzecz chociaż bardziej do posłuchania od święta niż codziennie. “Unknown Caller” – kolejne nawiązanie do starych czasów. Utwór nie powala oryginalnością, rozmachem ani poziomem ale na tle całości i tak się wyróżnia. Na takim np. Joshua Tree raczej byłby wypełniaczem. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku “Fez-Being Born”. Tu na minus działa pierwsza, zupełnie niepotrzebna, minuta utworu. No i to by było na tyle z mojej strony… Dwa z trzech utworów promujących krążek czyli “Get On Your Boots” i “I’ll Go Crazy If I Don’t Go Crazy Tonight” (trzecim był “Magnificent”) to dla mnie swego rodzaju strzały w stopę, gole samobójcze strzelone w 90 minucie i decydujące o wyniku całego spotkania. Zatem ogólnie rzecz ujmując lipa. I to bez miodu. Reszta z track listy również nie powala i jeszcze kilkanaście lat temu mogłaby stanowić co najwyżej B-Side do któregoś z klasyków zespołu. Zastanawiam się czy Bono jest w stanie pogodzić misję ratowania świata i robienia miliona innych rzeczy z tworzeniem muzyki na poziomie. No Line On The Horizon jest raczej dowodem na to, że nie bardzo. Może warto coś sobie odpuścić?
Moja ocena -> 5/10
Jeśli chodzi o U2 to jestem kompletnie nieobiektywny- podoba mi się chyba wszystko co wypuszczą i wychodzę z założenia, że poniżej pewnego solidnego poziomu Irlandczycy nie schodzą. Chociaż faktycznie na tle mojego ulubionego (na tą chwilę) Achtung Baby NLOTH wypada co najwyżej średnio. Nie mogę się już doczekać nowej płyty i zaniepokoiły mnie plotki, że jej premiera jednak się opóźni.
Nie jest to album wybitny ale da się go słuchać- chociażby ze względu na Magnificent…