Aenima byłaby kompletna, totalna gdyby nie jedna rzecz. A właściwie utwór. “Die Eier Von Satan” – coś co napawa mnie odrazą i wywołuje u mnie cofanie treści żołądkowych:) Nie rozumiem w ogóle co autor miał na myśli, po co zespół to umieszczał na tej idealnej płycie… Całe szczęście, że na pilocie jest taki fajny przycisk >>| , który skraca cierpienie i przerzuca nas od razu do jednej z dwóch najlepszych kompozycji – “Pushit”. Rzecz to typowo toolowska, w najlepszym wydaniu, rozbudowana kompozycja, budowane napięcie, czysta poezja. Drugi killer z Aenimy to “Third Eye”. Kawałek z grupy “hate it or love it”. Dla jednych to 13:47 zachwytu, dla innych prawie 14 minut męczarni. Sam należę do tej pierwszej grupy, “Third Eye” uwielbiam i uważam za najlepszego zamykacza w dyskografii Toola. A sam utwór? Czysta psychodela, toporne brzmienie, kanonada różnych dźwięków, zmiany nastroju. Trzeba posłuchać i ocenić samemu. Wracając do albumu – tak jak na Undertow Tool brzmiał momentami jak normalna kapela rockowo-metalowa tak tutaj rozwinął się ich styl, który znamy z późniejszych dokonań zespołu. Kompozycje są rozbudowane, nie ma ściśle wytyczonych schematów na zasadzie zwrotka-refren-zwrotka. Wszystko praktycznie się zaciera i tworzy niepowtarzalną atmosferę, którą psuje tylko wyżej wspomniany Von Satan oraz “Hooker…” – kawałek sam w sobie nie jest zły, muzycznie go lubię ale ogólnie nie pasuje poziomem do tego “wyniosłego” klimatu panującego na płycie. Więcej zastrzeżeń nie mam, pozostałe utwory są genialne a sama Aenima klasyką jest i basta:)
Moja ocena -> 10/10
Kiedyś moja kilka lat młodsza kuzynka postanowiła słuchać rocka, nawet tego cięższego. Stąd pożyczyła ode mnie kilka płyt,. m.in. tę Toola. Po jakimś czasie oddaje mi albumy i mówi: “no fajne, ale tego Toola nie włączyłam. To sataniści, śpiewają o szatanie”.
Nie będę obiektywny ponieważ żywię nieskrywaną miłość do tool’a od ponad 20 lat, dla mnie ta płyta to petarda,legendarny krążek,nie znudził mi się przez 20 lat a słucham go często,chyba będę tego słuchał do końca życia(third eye urywa łeb)
Absolutnie najlepsza płyta Toola i jedna z najlepszych płyt lat 90. Pamiętam jak lata temu, pewnej majowej nocy tuż przed ważnym egzaminem zamiast uczyć się,zasłuchiwałem się w niej,a tej muzycznej maestrii towarzyszyło wschodzące wiosenne słońce. Przy każdym kolejnym przesłuchaniu odkrywałem coraz nowsze pomysły,ukryte smaczki,dźwięki,patenty. Gdy swego czasu w TR przeczytałem we wkładce o zespole recenzje Aenimy,łapałem się za głowę,że dostała tylko 4/5 gwiazdki,a jednym z kluczowych argumentów obniżających notę była wg recenzenta niespójność,przerywniki i ,,wznoszenie się do lotu” przed tym,co miało dopiero nadejść na Lateralusie. Zastanawiałem się o czym ten człowiek pisze i czy słuchamy tej samej płyty?Byłem zdruzgotany. Aenima to płyta, która wyprzedza swoją epokę, biję na głowę ,momentami wtórnego Lateralusa i kolejne wydawnictwa zespołu, jest prawdziwym wulkanem genialnych pomysłów i właśnie te przerywniki tworzą nieziemski klimat i pewną zamierzoną koncepcję na Aenimie.Nie ma tam ani jednego zapychacza i zbędnego dźwięku, wszystko jest od początku do końca przemyślane. Trzeba tylko dać Aenimie czas,a muzyczna uczta zachwyci uszy słuchacza. Kolejne płyty Toola, tak jak wspomniałem,są trochę zjadaniem własnego ogona,jest na nich sporo niepotrzebnych dłużyzn,wywołujących znużenie i świadczących o braku pomysłu na tak długi utwór- pierwsze symptomy artystycznego wypalania się. Szkoda,że muzycy nie zaczęli bardziej eksperymentować,bo potencjał mają przeogromny. Podsumowując w muzyce interesuje mnie wyobraźnia,pomysłowość, a nie gadki o metrum, podziałach rytmicznych itp. Na Aenimie w tym aspekcie muzycy Toola przechodzą samych siebie,tworząc wiekopomne arcydzieło,natomiast w późniejszych odsłonach wyobraźni im nie brakuje,ale pojawiają się dłużyzny. Nie ważne jakich przesterów i zabawek gitarowych się używa,trzeba wiedzieć w jakiej ilości i po co się ich używa,żeby nie przesolić zupy,a Aenima smakuje wybornie.