Nie od zawsze było mi po drodze z Meshuggah. Pierwszy kontakt z zespołem miałem jeszcze w czasach liceum kiedy to w kręgach szkolnych metalowych ortodoksów szalał album “Nothing”.
Od zawsze ekipa Szwedów budziła we mnie skrajne emocje: z jednej strony coś mnie w niej intrygowało ale jednocześnie odpychało i sprawiało, że nie mogłem się do Meshuggah przekonać. Kolejne albumy nie przyniosły odmiany a nawet zwiększyły niechęć (głównym winowajcą był tu “Catch 33”;). Czytaj dalej Meshuggah – The Violent Sleep Of Reason