Lombardo wyrzucony, Hanneman nie żyje – nie ma już Slayera. Araya z Kingiem powinni przejść na muzyczną emeryturę, założyć ciepłe kapcie i zająć się czymś innym. Dużo opinii o podobnym wydźwięku pojawiło się w Internecie przez ostatnie kilkanaście miesięcy. Podobne żale wylewane są w niektórych recenzjach najnowszego dziecka Zabójcy – “Repentless”.
A jaka jest prawda? Prawda jak zwykle leży po środku;) Fakt faktem – Lombardo miał duży wkład w najlepsze albumy zespołu. Ale przecież i te nagrywane z Bostaphem na garach również dawały radę, nie? Podobnie sprawa wygląda z Jeffem. Facet był muzykiem nietuzinkowym ale w zespole było jeszcze 3 innych gości. Sam slayerowatego wagonika nie byłby w stanie pociągnąć nawet mimo najszczerszych chęci. Czytaj dalej Slayer – Repentless →
Jeśli o jakiejkolwiek płycie Slayera można mówić w kontekście względnego spokoju i delikatności to zdecydowanie będzie to South Of Heaven – najlżejszy przedstawiciel „wielkiej trójcy” zespołu. Mój błąd przy jej poznawaniu polegał na tym, że nie poznawałem jej chronologicznie. Najpierw był Reign In Blood a następnie Seasons In The Abyss. I to nie SITA ale właśnie SOH jest dla mnie zgrabnym połączeniem dwóch pozostałych. Na początku wspomniałem o spokoju i delikatności – oczywiście nie brakuje tu dynamicznych petard. Na czoło stawki wysuwa się „Silent Scream” z bardzo życiowym tekstem, który przynajmniej mnie porusza o wiele bardziej niż n-ta opowieść o seryjnym mordercy czy innym psychopacie. Drugim pociskiem jest tu „Ghost Of War”, który rozpoczyna się od bardzo oryginalnego zabiegu: Czytaj dalej Slayer – South Of Heaven →
Slayer od zawsze był kontrowersyjny, od zawsze szokował. Ale w pewnym momencie dochodzimy do punktu, w którym ta cała otoczka przestaje spełniać założenia wyjściowe i bardziej śmieszy niż podnosi ciśnienie. Tak właśnie – chodzi o okładkę do Christ Illusion. Swego czasu narobiła niezłego zamieszania na świecie. W niektórych krajach w ogóle zakazano sprzedaży tego albumu. W innych natomiast sprzedawano go w opakowaniu zastępczym. Fakt faktem – osoby religijne to dzieło może szokować czy nawet obrażać. Mnie – człowieka o luźnym podejściu do tego tematu – to w ogóle nie rusza a jeśli już to wzbudza uśmiech politowania dla tej wykalkulowanej, taniej prowokacji ze strony zespołu. Przechodzimy do zawartości krążka. Tu już nie ma żadnych kontrowersji – po 3 innych albumach, które niespecjalnie lubię, wrócił stary, dobry Slayer. Czytaj dalej Slayer – Christ Illusion →
Od dłuższego czasu krążą w różnego rodzaju mediach informacje o tym, że Slayer planuje coś nagrać. Nowy krążek miał się ukazać w zeszłym roku ale jak widać – nie wyszło. Teraz mówi się, że „w 2013 już na pewno!”. Do końca roku droga daleka także Araya z ekipą mają dużo czasu zatem zobaczymy co z tego będzie. A dziś słów kilka o najnowszym, jak do tej pory, dziecku Slayera czyli World Painted Blood z 2009 roku. Na starcie słuchaczowi rzuca się w oczy skromna w formie poligrafia. Czerwona, zrobiona z grubej folii okładka z nazwą zespołu ukrywa właściwą książeczkę. Ta też bogactwem nie grzeszy. Z tego co pamiętam to jest kilka wersji, ogólnie idea oparła się na przedstawieniu specyficznej mapy świata. Ja trafiłem na Europę i Azję. Reszty nie widziałem. Druga sprawa poligraficzna. WPB to pierwszy album Slayera, który nie ma typowych dla American Recordings grzbietów. Czytaj dalej Slayer – World Painted Blood →
W czasie gdy Metallica zabierała się za nagrywanie czarnego albumu, który totalnie odmienił ich oblicze, pojawił się ostatni krążek z trójcy genialnych wydawnictw Slayera – Seasons In The Abyss. Jest to mistrzowskie połączenie tego co było najlepsze w 2 poprzednich albumach. Są tu utwory, które muzycznie spokojnie można by umieścić na Reign In Blood: „War Ensemble”, „Hallowed Point”, „Temptation” (chociaż ten nie do końca) czy też „Born Of Fire”. W reszcie czuć już bardziej ducha South Of Heaven. Na SITA pojawia się nawet rzecz na swój sposób przebojowa w postaci utworu tytułowego. Tak łatwo przyswajalny Slayer jeszcze chyba nie był. Chociaż to nadal specyficzna liga. Do utworu powstał nawet teledysk, który grupa nagrała wśród piramid (nie bez problemów). Czytaj dalej Slayer – Seasons In The Abyss →
Bardzo długo nie mogłem się przekonać do Slayera. W sumie z „wielkiej czwórki” (i kilku kapel do niej się pchających) to po tę ekipę sięgnąłem najpóźniej. Nawet tego nie planowałem ale w pewnym sklepie nie dla idiotów była promocja – kupa płyt po 19,99zł od sztuki. Wśród nich właśnie Reign In Blood – krążek uważany za szczytowe osiągnięcie grupy i ogólnie za najlepsze wydawnictwo thrashowe w historii. Tu mógłbym się kłócić bo uważam, że sam Slayer ma w dorobku co najmniej jeden krążek lepszy a w całym gatunku też bez problemu znalazłoby się kilka płyt zdecydowanie ciekawszych. Co nie zmienia faktu, że Reign In Blood to rzecz ciekawa. Nawet bardzo ciekawa. Ale przekonałem się do niej dopiero po kilku/kilkunastu przesłuchaniach. Zasadniczo nadal nie jestem wyznawcą tego albumu i mam do niego jeden poważny zarzut – czas trwania. Czytaj dalej Slayer – Reign In Blood →
Dobra muzyka 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu