The Anaesthete to czwarty album w dorobku Rosetty – amerykańskiej ekipy powstałej 10 lat temu w Filadelfii. Przez ten czas zespół nie wypracował sobie takiej renomy jak chociażby Isis czy Cult Of Luna. Nie zmienia to faktu, że Rosetta to jeden z najciekawszych i najbardziej intrygujących zespołów grających muzykę z pogranicza post metalu. The Anaesthete niczego w tej kwestii nie zmienia i tylko umacnia Rosettę w tej kategorii. Robi to dodatkowo w bardzo ciekawy sposób. Otóż album został nagrany za pieniądze zespołu – bez udziału wielkiej wytwórni. Na razie światło ujrzała tylko wersja cyfrowa. Wersja fizyczna ma się pojawić jeszcze w tym roku. Cyfrówkę zespół udostępnił m.in. w formacie mp3 i FLAC w formie “name your price” Czytaj dalej Rosetta – The Anaesthete
Archiwa tagu: progressive
Isis – Panopticon
Panoptikon (Panopticon; gr. pan = wszystko; optikos = widzieć) – nazwa więzienia, wymyślonego i zaprojektowanego przez angielskiego filozofa utylitarystę, Jeremy’ego Benthama. Niezwykłość Panoptikonu miała polegać na tym, że jego konstrukcja umożliwiałaby więziennym strażnikom obserwowanie więźniów tak, by nie wiedzieli, czy i kiedy są obserwowani (wikipedia).
Od dobrych kilku lat toczy się “zażarty” spór fanów post metalu o to, który z albumów Isis jest lepszy: Oceanic czy właśnie Panopticon. Ja, mimo całego geniuszu albumu wydanego w 2002 roku, jestem zdecydowanym zwolennikiem tej drugiej pozycji. Trzeci album w dyskografii zespołu to dalsze złagodzenie brzmienia oraz głębsze brnięcie w eksperymentowanie. Czytaj dalej Isis – Panopticon
Isis – Oceanic
Przez wielu Oceanic uznawany jest za wzorzec grania post metalowego. O słuszności tego stwierdzenia można dyskutować bo w tym milenium powstało wiele naprawdę świetnych reprezentantów tego gatunku. Jedno jest natomiast pewne – Oceanic to genialne wydawnictwo. Niesamowita jest prędkość z jaką ewoluował styl Isis. Album ten od debiutu dzielą tylko 2 lata i przepaść muzyczna. Brud, ciężar i toporność, które stanowiły o sile Celestial tu są tylko dodatkiem do grania bardziej stonowanego, spokojniejszego. Oczywiście mocnych fragmentów tu nie brakuje i jest ich dość dużo ale nie są one maszyną napędzającą cały album, stanowią raczej uzupełnienie całości. Całości, której siłą są długie, rozbudowane, wielowarstwowe pejzaże muzyczne. Oceanic to 8 kompozycji, 2 z nich to rzeczy krótkie – trwające lekko ponad 2 i 3 minuty – można je traktować jako przerywniki. Czytaj dalej Isis – Oceanic
Isis – Celestial
Zakup dyskografii Isis był dla mnie strzałem prawie że totalnie w ciemno. Zdecydowałem się na niego po jednokrotnym przesłuchaniu albumu Panopticon w sieci. Album wgniótł mnie w fotel i doszedłem do wniosku, że muszę mieć jego i resztę. Zwłaszcza, że oceny w różnych serwisach muzycznych były podobne – bardzo pozytywne. Pierwsze przesłuchanie ich debiutu było dla mnie nie lada szokiem. Panopticon w zestawieniu z Celestial wydaje się być grzecznym, niewinnym dzieckiem. Ten drugi to dzieło zdecydowanie koneserskie – dla wybranych. Ale ci koneserzy, rzesza wybranych, powinna być bardzo zadowolona z efektu prac Isis. Jest to dzieło destrukcyjne, miażdżące. Tak jak na późniejszych krążkach granie agresywne jest wplatane między przeważające spokojne fragmenty tak tutaj ten spokój jest tylko niewielką częścią pośród muzyki totalnej. Czytaj dalej Isis – Celestial
Pink Floyd – Animals
Na temat Animals chyba już wszystko zostało powiedziane, napisane a nawet narysowane. Jak stworzyć recenzję, która będzie się różnić od setek już istniejących? Która nie będzie tylko kolejną ich kopią? Do napisania kilku słów o jednym z moich ulubionych albumów z kolekcji zbierałem się od kilku miesięcy, cały czas to odkładałem, dziś postaram się stworzyć coś mającego ręce i nogi:) Wszystko zaczęło się od tego, że kiedyś w MM była promocja na płyty Floydów. W tamtym czasie znałem ich największe klasyki plus znaczną część The Wall, który moim zdaniem jest lekko przeceniany. Resztą ich dyskografii raczej się nie interesowałem bo byłem na etapie grunge-thrash. No ale taka promocja cenowa – żal było nie skorzystać. Dodatkowo moja kolekcja systematycznie się powiększała – przecież nie mogło w niej zabraknąć PF. Na pierwszy rzut poszedł The Division Bell Czytaj dalej Pink Floyd – Animals
Blindead – Affliction XXIX II MXMVI
Dziś na warsztacie album, którego posiadaczem zostałem w sumie przez przypadek kilka miesięcy temu. Po raz n-ty doszedłem do wniosku, że nie mam czego słuchać i wybrałem się na polowanie do MM licząc na coś fajnego w koszu z przecenami. Niestety posucha tam była straszna więc przetransportowałem się na część z muzyką hard & heavy. Zasadniczo nie szukałem niczego konkretnego – Blindead sam z siebie od razu rzucił mi się w oczy. Ale postanowiłem, że trzeba ćwiczyć silną wolę i z pustymi rękami wróciłem do domu. Tam nie wytrzymałem i krążka poszukałem w różnych sklepach internetowych. Ostatecznie za moją kopię z przesyłką zapłaciłem o 15zł mniej niż na miejscu w MM. Także w tym wypadku moja silna wola przyniosła korzyści;) Wcześniej nazwa Blindead rzuciła mi się kilkukrotnie w oczy, przeczytałem też kilka bardzo pochlebnych opinii. Czytaj dalej Blindead – Affliction XXIX II MXMVI
Pink Floyd – Meddle
Meddle rozpoczyna najmocniejszy okres w historii Pink Floyd. Niby między nim a Ciemną Stroną Księżyca jest jeszcze Obscured By Clouds ale i temu krążkowi nie za wiele można zarzucić. Dla mnie album z 1971 roku to przede wszystkim 2 kompozycje: rozpoczynająca i zamykająca album. I raczej w tej kwestii nie jestem odosobniony bo w większości recenzji właśnie ten duet jest najbardziej wychwalany. Otwieracz – “One Of These Days” jest jednym z moich ulubieńców z całej twórczości PF. Jest w tym praktycznie instrumentalnym utworze coś tajemniczego, intrygującego, hipnotycznego. No i środek kompozycji wgniata w fotel. Mi te dźwięki kojarzą się z Tajemniczymi Złotymi Miastami. Tuż po nich zaczyna się rockowa, gitarowa, szybka jazda. Mistrzostwo świata:) Zamykacz – “Echoes” to zasadniczo suita. I to nie byle jaka bo ponad 23minutowa. Czytaj dalej Pink Floyd – Meddle
Pink Floyd – Dark Side Of The Moon
Wczoraj minęło 40 lat od wydania tego albumu w Wielkiej Brytanii. Dark Side Of The Moon jest pewnego rodzaju fenomenem: jest to chyba najbardziej rozpoznawalne dzieło Floydów mimo że nie jest ich najlepszym albumem. Ma też okładkę, która uznawana jest z jedną z najlepszych w dziejach muzyki mimo że nawet u siebie w kolekcji mam kilkanaście lepszych. Czyli co? DSOTM należy do kategorii „overrated”? Zdecydowanie nie. Przez te 40 lat powstało tysiące recenzji, w których to rozpracowano i rozłożono ten krążek na czynniki pierwsze. Chyba wszystko już zostało powiedziane i napisane zatem nie ma sensu dorzucać do tego wielkiego grona kolejnej pospolitej opinii więc dziś będzie troszkę inaczej. Czytaj dalej Pink Floyd – Dark Side Of The Moon
Indukti – Idmen
Przeciętny Kowalski mógłby pomyśleć, że za granicą to Polska tylko Behemothem i Vaderem stoi (no i jeszcze ewentualnie Bayerfull w Chinach czy tam Japonii). A tu zonk! Bo jest jeszcze co najmniej jedna gałąź muzyki, w której jesteśmy mocni, cenieni i szanowani. Chodzi tu oczywiście o granie progresywne z zakresu rocka i metalu. Od dawna renomą w branży cieszy się m.in. Riverside. Co jakiś czas do grona renomowanych dołącza kolejny zespół. Jakiś czas temu przeczytałem w pewnym czasopiśmie bardzo pozytywną recenzję nowego albumu Votum. Na allegro poszukałem ich wcześniejszych płyt. Trafiłem na jedną w bardzo okazyjnej cenie. Akurat ten użytkownik sprzedawał też w identycznej cenie drugi album Indukti – Idmen. Nazwę zespołu kojarzyłem, twórczości w ogóle. Wziąłem w ciemno i nie żałuję. Czytaj dalej Indukti – Idmen
Riverside – Shrine Of New Generation Slaves
Przyznam szczerze, że po usłyszeniu zapowiedzi nowego albumu Riverside w postaci „Celebrity Touch” miałem mieszane uczucia. Atmosfery nie poprawiały wywiady z muzykami, którzy twierdzili, że nowy krążek będzie się składał z krótszych utworów, bardziej piosenkowych itp. I jak to ostatecznie wyszło z SONGS? W moim przypadku nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Ale od drugiego/trzeciego już jak najbardziej. Album zaczyna się intrygująco od lekko połamanego „New Generation Slave”, dopiero po jakimś czasie utwór wskakuje na właściwe tory. Niespokojną atmosferę wprowadza następujący po nim „The Depth Of Self-Delusion” ze świetną końcówką. No i w końcu dostajemy albumowego zapowiadacza czyli „Celebrity Touch”. Przy pierwszym odsłuchu cholernie mi się ten utwór nie podobał. Czytaj dalej Riverside – Shrine Of New Generation Slaves