Archiwa tagu: progressive

Riverside – Love, Fear And The Time Machine

riverside love fear and the time machineNajnowszy album jednego z naszych najlepszych “produktów” eksportowych został już rozłożony na czynniki pierwsze w dziesiątkach innych recenzji. Nie ma zatem sensu powielać wszystkiego co już zostało napisane i u mnie będzie inaczej – na zasadzie zimnej analizy:)

Zacznijmy od plusów. Niewątpliwie jednym z największych jest wydanie takie samo jak to miało miejsce w przypadku “SONGS”. Dwa krążki “Love, Fear And The Time Machine” umieszczone są w bardzo ładnym digipaku z bardzo oryginalnymi i nietuzinkowymi grafikami Travisa Smitha. Gość już wcześniej przyzwyczaił nas do tego, że odwala kawał porządnej roboty – tak jest i tym razem. Drugi wielki plus – krążek “Day Session”. Pierwsze, bardzo luźne skojarzenie: “Metanoia” Porcupine Tree. Niecałe 30 minut grania snuje się niespiesznie w bardzo przyjemny sposób umilając czas spędzony przy wykonywaniu innych czynności np. czytania, sprzątania, pisania itp. Czytaj dalej Riverside – Love, Fear And The Time Machine

Pink Floyd – The Endless River

pink floyd endless riverUwaga! Jeśli jesteś ortodoksyjnym fanem Pink Floyd, który łyka całą twórczość zespołu niczym bocian żabę – bez żadnego zacięcia, bez żadnego “ale” i jakichkolwiek wątpliwości – lepiej od razu odpuść sobie czytanie poniższej recenzji i skup się na nowym krążku. Z pewnością nie znajdziesz tu tego czego oczekujesz;)

Ale zacznijmy od początku. Nie lubię zabiegu zwanego przeze mnie “reanimacją trupa”. Szlag trafia mnie gdy co kilka lat grupa pewnych ludzi podciera sobie dupę marką Queen. Marką, którą uwielbiam, na której się wychowałem i która ukształtowała muzycznie kilka pokoleń fanów i muzyków. Każde odkopanie chociaż kilku słów nagranych przez Freddiego jest okazją do tego żeby pożerować na wiernych i oddanych fanach, Czytaj dalej Pink Floyd – The Endless River

Porcupine Tree – Deadwing

porcupine tree deadwingPo wydaniu genialnego In Absentia ekipa Wilsona mogła pójść za ciosem mając już sprawdzoną formułę. Mogli też podjąć się wytyczenia nowych szlaków i właśnie tak stało się w przypadku Deadwing. Czy to przecieranie można uznać za udane? Kwestia gustu;) Dla mnie Deadwing to przede wszystkim “Arriving Somewhere But Not Here” i “Start Of Something Beatiful”. Oba rozbudowane, wielowątkowe, pełne smaczków, piękne. W przypadku tego pierwszego nie odstrasza nawet czas trwania – ponad 12 minut ani cięższy fragment w środku (zapowiedź tego co nadejdzie na kolejnym krążku i częściowy ukłon w stronę Opeth?). Drugi – zdecydowanie krótszy – zniewala niesamowitym pianinem w drugiej połowie utworu. Z rzeczy “kobylastych” mamy tu jeszcze otwierający całość utwór tytułowy ocierający się o 10 minut. Nie powala on tak ja wymieniona wyżej dwójka ale również prezentuje wysoki poziom i ma intrygującą, lekko szaloną solówkę. Czytaj dalej Porcupine Tree – Deadwing

Mastodon – Once More ‘Round The Sun

mastodon once more round the sunRecenzję najnowszego dziecka Mastodona rozpocznę dość nietypowo – Once More ‘Round The Sun ma dwie podstawowe wady. Po pierwsze nie jest to Mastodon z pierwszych płyt… Jeśli liczycie na powtórkę z Remission czy też Leviathana to poczujecie duży zawód. Ale jeśli uda wam się odciąć od przeszłości ekipy z Atlanty to sytuacja może się diametralnie odmienić. Gorzej z drugą wadą – damskimi chórkami w “Aunt Lisa”. Chyba łatwiej byłoby zrozumieć o co chodzi w polskiej polityce niż rozgryźć po jaką cholerę zespół zdecydował się na wstawianie “tego czegoś”. No ale o gustach podobno się nie dyskutuje – innym ten zabieg może się spodobać;) Oprócz wad Once More ‘Round The Sun ma również zalety! Największą jest zdecydowanie “Chimes At Midnight” – chyba najlepsza rzecz jaką udało im się stworzyć od czasu utworów z Blood Mountain. Początkowe intro kojarzące się z rockiem progresywnym lekko po połowie minuty grania zostaje w brutalny sposób przerwane przez niespokojny riff i galopujące tempo. Czytaj dalej Mastodon – Once More ‘Round The Sun