Niemcy to bardzo poukładany naród. Ich powiatowe/gminne drogi po wielu latach używania są w lepszym stanie niż nasze świeżo oddane do użytku autostrady. Nawet w przygranicznych, biednych landach wszystko jest niesamowicie poukładane, trawniki równo przystrzyżone i nigdzie nie widać śladów śmiecenia (chyba że przetoczyli się tamtędy nasi rodacy;). Ogólnie “Ordnung muss sein”. Powiedzenie to nie sprawdza się w przypadku berlińskiej grupy The Ocean, która wydaje się być idealnym przeciwieństwem niemieckiego ładu. A to dlaczego? Z prostej przyczyny: grupa powstała w 2000 roku i w tym czasie przez jej szeregi zdążyło się przetoczyć kilkadziesiąt osób. Jakby komuś tego było mało to zespół miał również problem z nazwą i dlatego często określany jest jako The Ocean Collective. Czytaj dalej The Ocean
Archiwa tagu: progressive
Solstafir – Kold
Słuchając “Kold” trudno uwierzyć, że to dzieło nagrane przez zespół wywodzący się ze stylistyki black metalowej. Chociaż w muzyce praktycznie od zawsze obecna była ewolucja, której przykładami można sypać jak z rękawa, zatem i ten fakt da radę jakoś zaakceptować;)
“Kold” to album bardzo specyficzny. W serwisie rateyourmusic.com przypięto mu etykietkę “melancholijny”. I jest to chyba najlepsze określenie. Chociaż rozpoczynający całość “78 Days In The Desert” może wprowadzić słuchacza w błąd. Czytaj dalej Solstafir – Kold
Callisto
Skandynawia od lat słynie przede wszystkim z ekstremalnych odmian metalu (głównie z przedrostkiem „black”). Jednak raz na jakiś czas trafiają się również perełki z nieco lżejszej odsłony tego gatunku jakim jest np. post metal. Szwedzi mają Cult Of Luna. Finowie zaś Callisto. Zespół powstał w 2001 roku w Kokkoli. Od lat jednak jego bazą jest Turku. Na chwilę obecną w skład grupy wchodzi 7 muzyków, na koncertach pojawia się dwóch dodatkowych. Styl Callisto często określany jest jako wypadkowa takich filarów gatunku jak Neurosis, Cult Of Luna i Pelican. Stwierdzenie to nie jest do końca trafne. Grupie najbliżej do ich kolegów ze Szwecji ale i tak różnice są dość znaczne, zwłaszcza w późniejszych latach działalności. W wypadku Finów nietypowe jest już to, że jest to zespół chrześcijański i religijna tematyka często pojawia się w tekstach utworów. Te, podobnie jak w przypadku znacznej części post metalowych grup, są krótkie, zwięzłe i mają raczej charakter symboliczny – dodatku do muzyki. Proporcja ta uległa zmianie wraz z ewolucją stylu grupy. Zespół zadebiutował już w roku powstania wypuszczając na rynek singiel „Dying Desire”. Rok później ukazała się EPka „Ordeal Of The Century” zawierająca 5 utworów. Na pierwszy studyjny album trzeba było czekać jeszcze 2 lata. Czytaj dalej Callisto
Solstafir – Otta
Z ekipą Solstafir pierwszy raz zetknąłem się na początku tego roku przeglądając zestawienia najlepszych płyt metalowych wydanych w 2014 roku. Jedno z nich było zbiorcze, dotyczyło wszystkich gatunków metalu.
“Otta” była w nim bardzo wysoko. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to niesamowita okładka: z pozoru prosta, banalna i w zasadzie niczym nie wyróżniająca się ale jednocześnie intrygująca i na swój sposób magiczna. Tak samo jest z muzyką zawartą na krążku, po który sięgnąłem głównie ze względu na to, że otagowany był pięknymi słowami “post metal”, które działają na mnie jak magnes. Czytaj dalej Solstafir – Otta
Riverside – Love, Fear And The Time Machine
Najnowszy album jednego z naszych najlepszych “produktów” eksportowych został już rozłożony na czynniki pierwsze w dziesiątkach innych recenzji. Nie ma zatem sensu powielać wszystkiego co już zostało napisane i u mnie będzie inaczej – na zasadzie zimnej analizy:)
Zacznijmy od plusów. Niewątpliwie jednym z największych jest wydanie takie samo jak to miało miejsce w przypadku “SONGS”. Dwa krążki “Love, Fear And The Time Machine” umieszczone są w bardzo ładnym digipaku z bardzo oryginalnymi i nietuzinkowymi grafikami Travisa Smitha. Gość już wcześniej przyzwyczaił nas do tego, że odwala kawał porządnej roboty – tak jest i tym razem. Drugi wielki plus – krążek “Day Session”. Pierwsze, bardzo luźne skojarzenie: “Metanoia” Porcupine Tree. Niecałe 30 minut grania snuje się niespiesznie w bardzo przyjemny sposób umilając czas spędzony przy wykonywaniu innych czynności np. czytania, sprzątania, pisania itp. Czytaj dalej Riverside – Love, Fear And The Time Machine
Pink Floyd – The Endless River
Uwaga! Jeśli jesteś ortodoksyjnym fanem Pink Floyd, który łyka całą twórczość zespołu niczym bocian żabę – bez żadnego zacięcia, bez żadnego “ale” i jakichkolwiek wątpliwości – lepiej od razu odpuść sobie czytanie poniższej recenzji i skup się na nowym krążku. Z pewnością nie znajdziesz tu tego czego oczekujesz;)
Ale zacznijmy od początku. Nie lubię zabiegu zwanego przeze mnie “reanimacją trupa”. Szlag trafia mnie gdy co kilka lat grupa pewnych ludzi podciera sobie dupę marką Queen. Marką, którą uwielbiam, na której się wychowałem i która ukształtowała muzycznie kilka pokoleń fanów i muzyków. Każde odkopanie chociaż kilku słów nagranych przez Freddiego jest okazją do tego żeby pożerować na wiernych i oddanych fanach, Czytaj dalej Pink Floyd – The Endless River
Porcupine Tree – Deadwing
Po wydaniu genialnego In Absentia ekipa Wilsona mogła pójść za ciosem mając już sprawdzoną formułę. Mogli też podjąć się wytyczenia nowych szlaków i właśnie tak stało się w przypadku Deadwing. Czy to przecieranie można uznać za udane? Kwestia gustu;) Dla mnie Deadwing to przede wszystkim “Arriving Somewhere But Not Here” i “Start Of Something Beatiful”. Oba rozbudowane, wielowątkowe, pełne smaczków, piękne. W przypadku tego pierwszego nie odstrasza nawet czas trwania – ponad 12 minut ani cięższy fragment w środku (zapowiedź tego co nadejdzie na kolejnym krążku i częściowy ukłon w stronę Opeth?). Drugi – zdecydowanie krótszy – zniewala niesamowitym pianinem w drugiej połowie utworu. Z rzeczy “kobylastych” mamy tu jeszcze otwierający całość utwór tytułowy ocierający się o 10 minut. Nie powala on tak ja wymieniona wyżej dwójka ale również prezentuje wysoki poziom i ma intrygującą, lekko szaloną solówkę. Czytaj dalej Porcupine Tree – Deadwing
Mastodon – Once More ‘Round The Sun
Recenzję najnowszego dziecka Mastodona rozpocznę dość nietypowo – Once More ‘Round The Sun ma dwie podstawowe wady. Po pierwsze nie jest to Mastodon z pierwszych płyt… Jeśli liczycie na powtórkę z Remission czy też Leviathana to poczujecie duży zawód. Ale jeśli uda wam się odciąć od przeszłości ekipy z Atlanty to sytuacja może się diametralnie odmienić. Gorzej z drugą wadą – damskimi chórkami w “Aunt Lisa”. Chyba łatwiej byłoby zrozumieć o co chodzi w polskiej polityce niż rozgryźć po jaką cholerę zespół zdecydował się na wstawianie “tego czegoś”. No ale o gustach podobno się nie dyskutuje – innym ten zabieg może się spodobać;) Oprócz wad Once More ‘Round The Sun ma również zalety! Największą jest zdecydowanie “Chimes At Midnight” – chyba najlepsza rzecz jaką udało im się stworzyć od czasu utworów z Blood Mountain. Początkowe intro kojarzące się z rockiem progresywnym lekko po połowie minuty grania zostaje w brutalny sposób przerwane przez niespokojny riff i galopujące tempo. Czytaj dalej Mastodon – Once More ‘Round The Sun
Blindead – Absence
Kiedy mniej więcej na początku tego roku poznałem Affliction XXIX II MXMVI długo nie mogłem pozbierać szczęki z podłogi. Krążek ten jest dowodem na to, że Polak potrafi. Affliction spokojnie można zaliczyć do ekstraklasy post metalowego grania. W niczym nie ustępuje on albumom zachodnich filarów tego gatunku, niektóre bez większych problemów bije na głowę. Po zapoznaniu się z dwoma wcześniejszymi albumami utwierdziłem się tylko w przekonaniu, że Blindead to ekipa, która ma łeb na karku i wie czego chce. Zatem wiadomości o nadchodzącym Absence śledziłem z zapartym tchem. Pierwsza lampka awaryjna pojawiła się w momencie wypuszczenia do sieci 2 reprezentantów krążka: “A3” oraz “S1”. Coś mi w nich nie grało, czegoś brakowało. Ale w zasadzie nie można oceniać całości po kilku fragmentach więc nadal przebierałem nogami w oczekiwaniu na premierę. Czytaj dalej Blindead – Absence
Minsk – With Echoes In The Movement Of Stone
Minsk to jeden z wielu zespołów, na które natrafiłem drążąc. Szukając czegoś nowego przekopywałem zasoby Sputnik Music. Tak wpadłem na Intronaut, Callisto i jeszcze kilka innych grup. Przy którejś z nich jako podobne granie zasugerowało mi właśnie Minsk. Z początku zaintrygowała mnie nazwa. Tak właśnie – wzięła się od tego z czym nam się ewidentnie kojarzy;) Gdyby nazywali się inaczej to pewnie bym odpuścił bo akurat był to czas z dużą kumulacją nowego grania. Ale na szczęście coś mnie tknęło i odpaliłem losowy utwór na YT. Niecały tydzień później ich najnowszy album (z 2009 roku) stał już u mnie na półce. Dlaczego akurat With Echoes In The Movement Of Stone? A to z takiego powodu, że jest to album najłatwiej dostępny i najtańszy. Zatem co takiego ciekawego gra ekipa z Peorii, Illinois, USA? Osobiście określiłbym to jako połączenie muzyki progresywnej ze sludge i post metalem. Czytaj dalej Minsk – With Echoes In The Movement Of Stone