Sześć lat przyszło czekać fanom na nowe wydawnictwo zespołu z Peorii. W międzyczasie w ekipie Minska nastąpił rozbrat ale kwintet długo bez siebie nie wytrzymał i po złapaniu chwili oddechu wrócił do wspólnego koncertowania i tworzenia muzyki.
Efektem ich pracy jest “The Crash And The Draw” – w dyskografii zespołu pozycja z kilku względów “naj”: najdłuższa, najtrudniejsza w odbiorze oraz najbardziej wymagająca. Grupa chciała chyba zrekompensować słuchaczom długi czas oczekiwania na nowy album i na najnowsze wydawnictwo stworzyła ponad 75 minut materiału. Czytaj dalej Minsk – The Crash And The Draw→
Przygodę z Obscure Sphinx zacząłem od Void Mother czyli ich drugiego albumu. Na zespół ten trafiłem w sumie zupełnie przypadkiem – z powodu okładki: intrygującej, wzbudzającej skrajne odczucia – fascynacji a jednocześnie odrazy. Trzeba było zatem sprawdzić co za dźwięki ukrywają się pod tą przykrywką. Była to miłość od pierwszego przesłuchania – krążek katowałem niemiłosiernie przez kilka tygodni, do dziś wracam do niego kilka razy w miesiącu. Po dojściu do pewnego punktu nasycenia Void Mother wypadało sprawdzić co ekipa Obscure Sphinx ma jeszcze do zaoferowania. Okazało się, że debiutancki album Anaesthetic Inhalation Ritual. Nie będę ukrywał: materiału przesłuchałem na YT. Niby fajne to było, ale nie do końca. Poza tym w tym czasie robiłem jeszcze 50 innych rzeczy. Zatem po jednorazowym odsłuchaniu dałem sobie spokój i wróciłem do VM. Czytaj dalej Obscure Sphinx – Anaesthetic Inhalation Ritual→
30 minut – pół godziny. Dużo a jednocześnie mało czasu, który można spędzić pijąc kawę w Starbucksie, jedząc fast food w McDonaldzie, opisując swój kolejny korpo-dzień na FB czy też Twitterze. Można również ten czas spędzić zupełnie inaczej – odcinając się od wszystkiego i poświęcając na obcowanie z nowym wydawnictwem Rosetty. W dobie gdy wszystko dąży do tego aby być jak najmniejsze, najszybsze i najkrótsze zespół wypuścił EPkę, która czasem trwania dorównuje pełnoprawnym albumom dzisiejszych “gwiazd”. 31:33 – bo tyle właśnie trwa Flies To Flame – podzielono na 4 utwory. Przyznam szczerze, że od dłuższego czasu nie śledziłem co się dzieje w szeregach ekipy z Filadelfii zatem info o EPce i wypuszczonym singlu (?) bardzo mnie ucieszyły. Czytaj dalej Rosetta – Flies To Flame→
Zaśnieżony, ponury, senny las w pochmurny zimowy dzień widziany z lotu ptaka. Do tego skromny napis “quietly” – okładka mogłaby świadczyć o tym, że właśnie z taką atmosferą będziemy mieli do czynienia na trzecim krążku w dyskografii Mouth Of The Architect. Pierwsze 2 minuty otwierającego album utworu tytułowego mogą nas tylko utwierdzić w tym przekonaniu. Spokojne dźwięki są niczym mgła unosząca się nad tym zaśnieżonym lasem, niczym mrok, który za niedługo zapadnie. Ale te 2 minuty z niewielkim przecinkiem szybko mijają i pojawia się właściwa odsłona MOTA, która szybko wyprowadza nas z błędu – wcale tak “quietly” nie będzie! Oczywiście chwil oddechu tu nie brakuje. Ich kumulację dostajemy w 2 utworach: “Pine Boxes” oraz “Medicine”, w których nie uświadczymy ani grama ciężaru. Na szczególną uwagę zasługuje pierwszy utwór z tego duetu z powtarzanym w kółko tekstem “just remember this…. feeling… emptiness…”. Czytaj dalej Mouth Of The Architect – Quietly→
Post metal jest gatunkiem cholernie niewdzięcznym do recenzowania. Nie ma tu przebojowych melodii, wpadających w ucho solówek, chwytliwych refrenów itp itd. Mamy tu natomiast utwory ciągnące się niczym “Moda Na Sukces”, wokale średnio nadające się do radia a i członkowie zespołów zazwyczaj są średnio “wyględni” i wstyd ich pokazać w TV. Jest jednak w tym gatunku jakaś magia, która niektórych przyciąga niczym magnes, innych zaś odpycha. Coś na zasadzie: kochaj albo rzuć;) Ja ten gatunek pokochałem kilka lat temu i do dziś pochłaniam w dużych ilościach od większości przedstawicieli tej sceny. Rosetta to jeden z najbardziej oryginalnych zespołów tej branży. Ciężko ich przyrównać do kogokolwiek – podobnie jak Minsk. A Determinism Of Morality to 3 album w dorobku kapeli z Filadelfii. Ameryki na nim nie odkrywa, stereotypów nie przełamuje tylko nadal robi swoje czyli jest podobnie jak na Galilean Satellites i Wake/Lift. Podobnie ale jakby inaczej. Czytaj dalej Rosetta – A Determinism Of Morality→
Mieliście kiedyś tak, że po pierwszym przesłuchaniu krążka chcieliście go wyrzucić do kosza/zrobić z niego podpałkę do grilla itp. itd. a po kilku kolejnych odsłuchach wasz “światopogląd” zmienił się drastycznie o 180 stopni? Mi taka sytuacja przytrafiła się kilkukrotnie. Ostatni raz właśnie przy pierwszym kontakcie z Dawning czyli najnowszym dzieckiem Mouth Of The Architect Czytaj dalej Mouth Of The Architect – Dawning→
Rok 2005 był bardzo udany dla post metalu. Wtedy to właśnie ukazały się debiutanckie albumy Minska – Out of a Center Which is Neither Dead nor Alive i Rosetty – The Galilean Satellites, które wniosły wiele nowego do gatunku. Można powiedzieć, że były one powiewem świeżości i dowodem na to, że post metal jeszcze się nie skończył i wciąż jest w nim duże pole do popisu. Minsk skierował ten gatunek muzyki w rejony psychodeliczne, orientalne, plemienne, rytualne. Dużo ciężej sklasyfikować to co zrobiła Rosetta. Sami muzycy określają swoją twórczość jako metal dla astronautów. Coś w tym jest – ich muzyka jest kosmiczna a może raczej oderwana od naszego świata. I tak jak to jest zazwyczaj w przypadku czegoś obcego i nieznanego – trudno o miłość od pierwszego wejrzenia. The Galilean Satellites to materiał trudny i ciężki w odbiorze, przyswojeniu. Ściana dźwięków momentami opierająca się o kakofonię Czytaj dalej Rosetta – The Galilean Satellites→
Cztery lata trwała najdłuższa, jak do tej pory, przerwa wydawnicza w karierze Pelicana. Po drodze były oczywiście EPki ale jak każdy fan dobrze wie – one się nie liczą. Liczy się tylko to prawdziwe “gęste” i to w dużych ilościach. A czy coś takiego otrzymaliśmy? Jeden z zagranicznych serwisów muzycznych stwierdził, że “Phoenix (pelican?) rising from the ashes”. Aż takich wniosków bym nie stawiał. Po primo: Pelican nigdy nie zszedł poniżej pewnego, wysokiego poziomu. Po secundo: Forever Becoming nie jest na pewno pozycją ani rewolucyjną ani rewelacyjną. Co nie zmienia faktu, że cholernie dobrze “wchodzi” i świetnie jej się słucha. Na City Of Echoes i What We All Come To Need zespół lekko pobłądził, odjechał od stylistyki chociażby z Australasii kosztem klimatu, który jednak nie dorównywał temu co udało im się stworzyć na The Fire In Our Throats Will Beckon The Thaw. Czytaj dalej Pelican – Forever Becoming→
Przyznaję się bez bicia – na przestrzeni ostatnich kilku lat scena sludge i post metalowa nieźle namieszała w mojej muzycznej koncepcji “dobra i zła”. Przebrnąłem przez twórczość wielu kapel mających powiązania z obydwoma gatunkami (a właściwie jednym bo post metal kojarzony jest często z atmospheric sludge metalem). Jedne zespoły zrobiły na mnie większe, inne mniejsze wrażenie. Z całości najbardziej wyróżniają się 2 “firmy”: Rosetta oraz właśnie Minsk. I nie chodzi mi tu wcale o poziom tworzonego materiału, bo ten zazwyczaj jest porównywalny – wysoki, tylko o jego klimat i rozbieżność w stosunku do tego co prezentują inne ekipy. Przekopałem post metal wzdłuż i wszerz i ciężko mi znaleźć kogokolwiek kto chociażby w niewielkim stopniu przypominałby Minsk(nawiązania do rytualnych klimatów można odnaleźć w kilku utworach Godsmack ale to zdecydowanie nie ta liga;). Czytaj dalej Minsk – The Ritual Fires Of Abandonment→
Przez większość fanów The Fire In Our Throats Will Beckon The Thaw uważany jest za najlepszy album w dorobku Pelicana. Czy słusznie – kwestia gustu. Ja lubię wszystkie ich wydawnictwa i uważam, że każde z nich ma coś ciekawego do zaoferowania. Chociaż muszę przyznać, że akurat ten album ma w sobie chyba najwięcej “tego czegoś” co sprawia, że słuchacz chce się zagłębiać w twórczość zespołu i co chwilę do niej wracać. Gdybym miał z czymś porównać TFIOUTWBTT to zdecydowania byłaby to letnia aura w Tatrach: sielankowa atmosfera w przeciągu kilku chwil potrafi się tu zmienić w gwałtowną burzę, po której przychodzi orzeźwienie. I taki właśnie jest ten album: bezchmurny poranek kiedy to natura budzi się do życia(“-“, “Aurora Borealis”, środkowa część “Red Ran Amber”) z każdym momentem nabiera ciężaru by w końcu eksplodować nawałnicą Czytaj dalej Pelican – The Fire In Our Throats Will Beckon The Thaw→