Uwaga! Jeśli jesteś ortodoksyjnym fanem Pink Floyd, który łyka całą twórczość zespołu niczym bocian żabę – bez żadnego zacięcia, bez żadnego “ale” i jakichkolwiek wątpliwości – lepiej od razu odpuść sobie czytanie poniższej recenzji i skup się na nowym krążku. Z pewnością nie znajdziesz tu tego czego oczekujesz;)
Ale zacznijmy od początku. Nie lubię zabiegu zwanego przeze mnie “reanimacją trupa”. Szlag trafia mnie gdy co kilka lat grupa pewnych ludzi podciera sobie dupę marką Queen. Marką, którą uwielbiam, na której się wychowałem i która ukształtowała muzycznie kilka pokoleń fanów i muzyków. Każde odkopanie chociaż kilku słów nagranych przez Freddiego jest okazją do tego żeby pożerować na wiernych i oddanych fanach, Czytaj dalej Pink Floyd – The Endless River →
Na temat Animals chyba już wszystko zostało powiedziane, napisane a nawet narysowane. Jak stworzyć recenzję, która będzie się różnić od setek już istniejących? Która nie będzie tylko kolejną ich kopią? Do napisania kilku słów o jednym z moich ulubionych albumów z kolekcji zbierałem się od kilku miesięcy, cały czas to odkładałem, dziś postaram się stworzyć coś mającego ręce i nogi:) Wszystko zaczęło się od tego, że kiedyś w MM była promocja na płyty Floydów. W tamtym czasie znałem ich największe klasyki plus znaczną część The Wall, który moim zdaniem jest lekko przeceniany. Resztą ich dyskografii raczej się nie interesowałem bo byłem na etapie grunge-thrash. No ale taka promocja cenowa – żal było nie skorzystać. Dodatkowo moja kolekcja systematycznie się powiększała – przecież nie mogło w niej zabraknąć PF. Na pierwszy rzut poszedł The Division Bell Czytaj dalej Pink Floyd – Animals →
Meddle rozpoczyna najmocniejszy okres w historii Pink Floyd. Niby między nim a Ciemną Stroną Księżyca jest jeszcze Obscured By Clouds ale i temu krążkowi nie za wiele można zarzucić. Dla mnie album z 1971 roku to przede wszystkim 2 kompozycje: rozpoczynająca i zamykająca album. I raczej w tej kwestii nie jestem odosobniony bo w większości recenzji właśnie ten duet jest najbardziej wychwalany. Otwieracz – “One Of These Days” jest jednym z moich ulubieńców z całej twórczości PF. Jest w tym praktycznie instrumentalnym utworze coś tajemniczego, intrygującego, hipnotycznego. No i środek kompozycji wgniata w fotel. Mi te dźwięki kojarzą się z Tajemniczymi Złotymi Miastami. Tuż po nich zaczyna się rockowa, gitarowa, szybka jazda. Mistrzostwo świata:) Zamykacz – “Echoes” to zasadniczo suita. I to nie byle jaka bo ponad 23minutowa. Czytaj dalej Pink Floyd – Meddle →
Wczoraj minęło 40 lat od wydania tego albumu w Wielkiej Brytanii. Dark Side Of The Moon jest pewnego rodzaju fenomenem: jest to chyba najbardziej rozpoznawalne dzieło Floydów mimo że nie jest ich najlepszym albumem. Ma też okładkę, która uznawana jest z jedną z najlepszych w dziejach muzyki mimo że nawet u siebie w kolekcji mam kilkanaście lepszych. Czyli co? DSOTM należy do kategorii „overrated”? Zdecydowanie nie. Przez te 40 lat powstało tysiące recenzji, w których to rozpracowano i rozłożono ten krążek na czynniki pierwsze. Chyba wszystko już zostało powiedziane i napisane zatem nie ma sensu dorzucać do tego wielkiego grona kolejnej pospolitej opinii więc dziś będzie troszkę inaczej. Czytaj dalej Pink Floyd – Dark Side Of The Moon →
Dobra muzyka 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu