Trzeci album Korna to kolejna, zupełnie inna od poprzedników, odsłona zespołu. Follow The Leader zaczyna się bardzo oryginalnie: od dwunastu 5sekundowych cichych tracków. Czemu akurat tak? Jest kilka wersji. Jedna z nich mówi, że Jonathan nie chciał na płycie 13 utworów. Inna z kolei iż te łącznie 60 sekund to hołd dla zmarłego na raka fana zespołu. Minuta szybko mija i zaczyna się album właściwy. Tu niby wszystko się zgadza, jest ciężar, jest dudniący bas, wokal Davisowi również się nie zmienił. Ale coś jest nie tak. Tak jak debiut i Life Is Peachy były bardzo specyficzne i skierowane do określonej grupy odbiorców tak Follow The Leader zdaje się otwierać nowe horyzonty. Krążek ten wydaje się być nieziemsko przebojowy. I to nie w złym tego słowa znaczeniu (typu “przebojowe” podboje Linkin Park;) tylko jak najbardziej pozytywnym. Czytaj dalej Korn – Follow The Leader
Archiwa tagu: nu metal
Korn – Life Is Peachy
Po nagraniu świetnego debiutu Korn mógł pójść za ciosem i stworzyć swego rodzaju Korn#2. Mogli też zrobić coś zupełnie innego. I tak właśnie zrobili;) Już na starcie zespół atakuje słuchacza niespełna 50sekundowym kawałkiem “Twist”, w którym Davis pokazuje swoje umiejętności w scatowaniu. W dalszej części Jonathan zaprezentuje jeszcze m.in. czysty śpiew, krzyk, wrzask, szept, płacz. Czyli zróżnicowanie pod tym względem mamy tu duże. Pod względem muzycznym również chciaż głównie jest tu ciężko i przytłaczająco. Life Is Peachy jest bardziej zbrutalizowane niż debiut Korna. Całość brzmi potężniej i zdecydowanie mocniej. Chociaż spokojnych fragmentów tu nie brakuje. Krótkim przerywnikiem w muzycznej rzeźni jest tu jazzujący instrumental “Porno Creep” oraz cover War – “Lowrider”. Mamy tu jeszcze jedną przeróbkę – “Wicked” z repertuaru Ice Cube’a. Czytaj dalej Korn – Life Is Peachy
P.O.D. – The Fundamental Elements Of Southtown
Weekend to taki fajny czas tygodnia kiedy to człowiek ma więcej czasu chociażby na przewietrzenie stale powiększającej się kolekcji płyt:) Nowych albumów przybywa a wraz z nimi na liczniku pojawia się coraz więcej płyt “zapomnianych”, których nie słuchałem od niepamiętnych czasów. Na dwa takie krążki trafiłem wczoraj zupełnie przypadkowo – szukając czegoś innego. TFEOS chyba jeszcze w moim dwuletnim Pianocrafcie nie gościł więc wypadało dać mu w końcu szansę. Ekipę P.O.D., chyba jak większość ludzi, poznałem przy okazji wydania ich następnego albumu – Satellite. Akurat swoje 5 minut miał wtedy nu metal, słuchało się tego w różnych odsłonach więc i chrześcijańska odmiana tego grania mi podpasowała. W tamtych czasach swoje markety w Polsce miał jeszcze Geant. W przeciwieństwie do czasów dzisiejszych były one nieźle zaopatrzone w różne gatunki grania. Czytaj dalej P.O.D. – The Fundamental Elements Of Southtown
Korn III: Remember Who You Are
Korn zadebiutował w świetnym stylu. Później bywało różnie: raz lepiej, raz gorzej, czasem beznadziejnie. Po innym/eksperymentalnym albumie bez tytułu wydanym w 2007 roku zespół postanowił wrócić do korzeni. W ten oto sposób w 2010 roku ukazał się Korn III: Remember Who You Are. Pamiętaj kim jesteś – jak się okazuje członkowie zespołu doskonale wiedzą kim są, wystarczy tylko odrobina dobrych chęci by sobie o tym przypomnieć. III to powrót do starych, dobrych czasów. Znów mamy tu do czynienia z dudniącym basem, którego struny ciągną się chyba po ziemi albo tuż nad nią. Jest tu też odpowiedni ciężar, dynamika, różnorodność i mimo “powrotu do korzeni” kupa świeżości. Na pewno nie jest to dzieło rewolucyjne ani rewelacyjne. Ale czy ktoś takiego oczekiwał po Davisie i spółce? Chyba nie. Ważne, że trójeczki bardzo fajnie się słucha i praktycznie na ma się do czego przyczepić. Czytaj dalej Korn III: Remember Who You Are
Limp Bizkit – Gold Cobra
Gdyby ogłoszono oficjalny konkurs na najbrzydszą okładkę wszech czasów Gold Cobra miałaby szansę na ścisłą czołówkę. W 2011 roku ten cover chyba nie miał sobie równych. A przecież wstępny projekt był taki fajny… No ale nieważne. Może muzykom spodobała się idea turpizmu, kto to wie? Nu metalowy szał skończył się tak szybko jak pod koniec lat 90tych moda na noszenie „żelazek”. O takim P.O.D. chyba mało kto jeszcze pamięta (chociaż widziałem, że ostatnio coś nagrali – podobno czerstwe to jak tygodniowy krojony chleb trzymany w foliowej torbie); Linkin Park odjechał w rejony, których nie rozumiem, nie lubię i omijam ich „spuściznę” szerokim łukiem pozostawiając ją gimnazjalistkom; Korn był dla mnie od zawsze czymś więcej niż tylko zwykłym nu metalem. Z całej tej gatunkowej zgrai od zawsze najbardziej lubiłem ekipę Dursta. Czytaj dalej Limp Bizkit – Gold Cobra
Limp Bizkit – Significant Other
Po kilku(nastu) pozycjach mniej lub bardziej ambitnych chwilowa przerwa na coś zdecydowanie niższych lotów. Significant Other – bo właśnie o tej płycie dziś będzie – nie wyróżnia się z tłumu praktycznie niczym: ani to nowatorskie, ani ambitne, wartości też praktycznie żadnej nie przedstawia. A jednak bardzo lubię ten krążek. A dlaczego? Bo jakby nie patrzeć to część mojego życia. W czasach liceum piłowało się modny w tamtym czasie nu metal a ten album należał wtedy do najbardziej popularnych (i chyba w sumie najlepszych). Wiele temu krążkowi można zarzucić ale jednego mu nie odmówimy: jest cholernie przebojowy i różnorodny. Mamy tu klasyczny rap w „N2gether Now”, rasowy nu metal – „Break Stuff”, coś jakby normalny rock – „No Sex”, coś bardziej ambitnego – „Re-Arranged” czy chociażby „Don’t Go Off Wandering”, no i coś na kształt psychodeliczny – „A Lesson Learned”. Czytaj dalej Limp Bizkit – Significant Other
Korn (1994)
Jak już jesteśmy w temacie nu metalu, debiutów itp. to dziś jego druga odsłona. Gdyby zrobić plebiscyt na najważniejsze wydawnictwo w tym gatunku to pewnie zdania byłyby podzielone. Jedni wybraliby któryś z albumów Linkin Park, inni coś od P.O.D, Korna, Limp Bizkit, Godsmacka albo jeszcze innej kapeli. Kwestia gustu;) Moim murowanym faworytem w tej sytuacji byłby krążek ze zdjęcia. Można się z tym zgadzać lub nie, jedna rzecz jest pewna – ze wszystkich nu metalowych tworów Korn zadebiutował najlepiej. Z zespołem tym jest podobna sytuacja jak z niedawno opisywanym tu pierwszym krążkiem od Exodusa. Korn już na starcie wydał swoje szczytowe osiągnięcie, później pobłądzili, zaczęli eksperymentować itp. Czytaj dalej Korn (1994)
Limp Bizkit – Three Dollar Bill, Yall$
Dziś będzie “mniej ambitnie”. Pewnie każdy zetknął się na przełomie wieków z bardzo popularną falą nu metalu. Jedni nucili sobie pod nosem to co leciało w mediach, inni wkręcili się głębiej i poznawali całą twórczość coraz to nowszych kapel powstających jak grzyby po deszczu. Trochę wody w Odrze upłynęło od tamtych czasów, ogólny entuzjazm i uwielbienie dla gatunku posypały się jak grecka gospodarka. Jedni nadal w tym siedzą, inni przerzucili się m.in. na coś co jest bardziej “trendi”. Ogólnie raczej przyjmuje się, że nu metal był/jest obciachowy i nic by się nie stało jakby go nie było. Przyznam szczerze, że w liceum słuchało się Linkin Parka, P.O.D. i kilku innych wynalazków. Nigdy jakoś wybitnie mnie to nie kręciło, człowiek zdał maturę i opuszczając LO zostawił tam też ten gatunek. Czytaj dalej Limp Bizkit – Three Dollar Bill, Yall$
Korn – The Path Of Totality
Korn to taka specyficzna kapela. Nagrali świetny debiut, później bywało różnie. Wrócili do formy w dobrym stylu na Korn III: Remember Who You Are. Znów usłyszeć można ten charakterystyczny bas, którego struny ciągną się chyba po ziemi. Po takim powrocie człowiek mógł się spodziewać kontynuacji na podobnym poziomie. A tu wyszedł taki The Path Of Totality – w serwisie Sputnik Music nazwany słusznie Korn IV – Forgetting Who You Are. Nie lubię oceniać płyt bez wcześniejszego ich przesłuchania w całości. W tym wypadku wystarczyły mi 2 single krążące od jakiegoś czasu w internecie oraz 7-minutowa zapowiedź. Jak kapela, jakby nie patrzeć, metalowa (chcąc, nie chcąc nu metal to podgatunek;) może się tak zeszmacić i nagrać coś takiego? Czytaj dalej Korn – The Path Of Totality