Nowy i poprzedni album Megadeth czyli “Dystopia” dzieli najdłuższa w historii zespołu przerwa wydawnicza. Przez te 6 lat w ekipie Mustaine’a wydarzyło się wiele i to głównie w drugiej połowie tego okresu. Najpierw Dave w 2019 roku ogłosił światu, że walczy z rakiem. Na szczęście walka ta zakończyła się sukcesem. Drugi grom uderzył w zeszłym roku kiedy to ogłoszono informację, że “dyscyplinarnie” z zespołem pożegnał się David Ellefson, Czytaj dalej Megadeth – The Sick, The Dying… And The Dead!
Archiwa tagu: megadeth
Megadeth – Dystopia
Ostatnio zastanawiałem się, która opcja jest gorsza: bardzo długie milczenie, tak jak to robi Metallica, czy może systematyczne zasypywanie słuchaczy nowymi albumami tak jak to robi Megadeth.
Długi przestój może być zabójczy dla zespołu, od którego część fanów w końcu się odwróci. Dodatkowo wieloletnie milczenie nie jest gwarancją wysokiego poziomu materiału gdy ten się w końcu ukaże. Z drugiej strony wielką sztuką jest systematyczne nagrywanie nowych albumów przy zachowaniu wysokiego ich poziomu. Ekipa Megadeth jest tego świetnym przykładem. Czytaj dalej Megadeth – Dystopia
Megadeth – United Abominations
“United Abominations” to najdziwniejszy album w dorobku Megadeth. Nawet o beznadziejnym “Risk” mam wyrobione zdanie: wiem co mi się podoba a co nie. Tutaj mimo kilkudziesięciu przesłuchań nadal mam z tym problem.
“United Abominations” jest po prostu nijaki. Jako całość sprawdza się całkiem dobrze. Może nam towarzyszyć w podróży samochodem: nie będzie drażnił ani za bardzo wciągał. Ale ten brak drażnienia ciężko uznać za zaletę. Jest to raczej brak wady. Chociaż i ta tutaj się przytrafia – nie jestem w stanie zrozumieć w jakim celu Mustaine dopuścił się profanacji “A Tout Le Monde” i nagrania odświeżonej wersji tego numeru. Obstawiam, że nawet on tego nie wie;)
Megadeth – The System Has Failed
Teoretycznie “The System Has Failed” miał być solowym albumem Mustaine’a. Ostatecznie ukazał się pod szyldem Megadeth. Teoretycznie album ten miał być powrotem do korzeni. Ostatecznie wyszło jak wyszło;) “Blackmail The Universe” jest najlepszym utworem otwierającym od ładnych paru albumów. Świetnie wypada tu galopujący początek ze wstawką z wiadomości. W dalszej części utworu jest równie ciekawie: jest ciężar, nie brakuje też dynamiki. W słuchaczu zapala się iskierka nadziei, iż faktycznie może to być powrót do korzeni. Iskierka tę Dave gasi bezczelnie już w drugim na liście “Die Dead Enough”, który jest kontynuacją drogi rozpoczętej na “Countdown To Extinction”. Mimo tego w żadnym stopniu nie można mieć do niego pretensji bo utwór trzyma na prawdę wysoki poziom. Fanom dawnych czasów ciśnienie podniesie z pewnością “Kick The Chair” żywcem wyrwany z “Rust In Peace”, będący takim “Take No Prisoners #2”. Czytaj dalej Megadeth – The System Has Failed
Megadeth – The World Needs A Hero
Uwolnienie od Capitolu i przejście do Sanctuary wyraźnie posłużyło ekipie Mustaine’a. Już od pierwszych dźwięków otwierającego album “Disconnect” słychać, że zespół odpuścił eksperymenty i wrócił do grania sprzed etapu “Risk”. Chociaż czuć też różnicę bo “Disconnect” jest jednym z najwolniejszych openerów w historii zespołu. Nie jest to thrash ale z pewnością co najmniej przyzwoity metal z gatunku tego co zespół prezentował od czasów “Countdown To Extinction”. Klimatów z wcześniejszych albumów trzeba tu z lupą szukać. Za to nie brakuje eksperymentów: mniej lub bardziej udanych. Przegadany utwór tytułowy, mimo kilku ciekawych momentów, nie powala. Zdecydowanie lepiej wypada tu “1000 Times Goodbye”. Ale prawdziwą perełką w tym zestawieniu jest “Dread And The Fugitive Mind” z bardzo charakterystycznym motywem gitarowym i niekonwencjonalną budową. Jest to jeden z moich megadethowych faworytów z czasów “niethrashowych”. Czytaj dalej Megadeth – The World Needs A Hero
Megadeth – Risk
Pierwsze skojarzenie? Średnio udany album popowy z kilkoma lepszymi momentami. Wydając “Risk” zespół dołączył do grona artystów wypalonych i nie mających pomysłu na siebie. Z otwartymi ramionami ekipę Mustaine’a przywitała tam m.in. Metallica i Iron Maiden. Dave’a poniosło przy odmienianiu gatunkowym zespołu. I tak jak jeszcze “Cryptic Writings” dobrze zniósł te postępujące zmiany(zapoczątkowane na “Countdown…”) i broni się bez większych problemów tak tutaj muzyków poniosło o krok za daleko. Ale czy “Risk” faktycznie jest aż tak bardzo zły? I tak i nie. Album może spodobać się fanom twórczości Bon Jovi bo muzyka tutaj zawarta aż tak bardzo od niej nie odstaje. Ale nawet im przytrafią się momenty, w których będą chcieli wcisnąć STOP na pilocie. Taki przypadek trafia się już w pierwszych, bezsensownie przegadanych, minutach drugiego utworu – “Prince Of Darkness”. Dalej jest troszeczkę lepiej. Ale po zakończeniu tego kawałka dostajemy podbródkowy z drugiej strony – “Enter The Arena”. Czytaj dalej Megadeth – Risk
Megadeth – Cryptic Writings
“Cryptic Writings” to kontynuacja kierunku obranego na “Countdown To Extinction” i “Youthanasii” oraz dalsze złagodzenie brzmienia. I trzeba przyznać, że z tego właśnie względu ciężko tu o miłość od pierwszego wejrzenia. “Cryptic Writings” to taka jazda gokartem z włączonym ograniczeniem prędkości i wspomaganiem kierownicy. Czyli z jednej strony świetna zabawa ale jednak nie rozwijasz w pełni skrzydeł:) To właśnie na tym krążku zaciera się granica między rockiem i metalem. Całe szczęście, że Dave z zespołem przygotowali materiał, który w większości sprawdza się w takiej konwencji(ciekawe jak całość brzmiałaby gdyby rudy dorzucił tutaj kilka kilo do brzmienia;). Chociaż po raz kolejny thrashowi ortodoksi powinni ten krążek omijać bo akurat tego gatunku tu nie uświadczymy. Otwarte umysły natomiast bez większych problemów znajdą tutaj coś dla siebie. Poszukiwania można rozpocząć od 4 singli: “Trust”, “Almost Honest”, “Use The Man” i “A Secret Place”. Czytaj dalej Megadeth – Cryptic Writings
Megadeth – Youthanasia
“Youthanasia” jest potwierdzeniem tego, że “Countdown To Extinction” nie był tylko jednorazowym wypadkiem przy pracy, odskokiem od thrashowej drogi, którą zespół dążył i wraz z innymi filarami gatunku po części kreował. Jest to kontynuacja kierunku obranego na poprzednim krążku a nawet krok do przodu. W zasadzie najmocniejszym aspektem “Youthanasii” jest jej okładka, która swego czasu wzbudzała sporo kontrowersji. W muzyce natomiast w ogóle ich nie uświadczymy. Materiał nagrany przez ekipę rudego dla thrashowych radykałów jest pewnie świętokradztwem. Ludzie o luźniejszym podejściu do tematu z pewnością znajdą tutaj coś dla siebie. Większość z 12 utworów nadaje się do puszczania w mediach jednak do promowania albumu zespół wybrał tylko 2: “Train Of Consequences” oraz “A Tout Le Monde”. Pierwszy z nich to idealny przedstawiciel materiału zawartego na krążku: heavy metalowy ale łatwy do strawienia riff, duża melodyjność i chwytliwy refren. Czytaj dalej Megadeth – Youthanasia
Megadeth – Countdown To Extinction
Początek lat 90tych ubiegłego wieku musiał być cholernie ciężki dla fanów thrashu. Najpierw w 1991 roku dostali porządnego pstryczka w nos od Metalliki. Rok później swoje 5 groszy dorzuciła ekipa Megadeth. Po doskonałym Rust In Peace można było spodziewać się pójścia za ciosem i materiału na podobnym poziomie. Tymczasem fani dostali od zespołu coś co z poprzednimi wydawnictwami ma wspólną tylko nazwę i głos rudego. Reszta została totalnie zmieniona, muzycy zgubili gdzieś przedrostek thrash stojący dumnie do tej pory przed metalem. Zatem szok wśród fanów musiał być ogromny, fala nienawiści i obrzucania błotem również. Ale trochę wody w Wiśle upłynęło i coś się zmieniło. Po jakimś czasie od premiery pewnie nawet ortodoksi dostrzegli, że wystarczy odciąć się od przeszłości aby dostrzec zalety Countdown To Extinction. A tych napakowano tu po brzegi. Materiał jest niesamowicie równy, nośny i przebojowy. Czytaj dalej Megadeth – Countdown To Extinction
Megadeth – Rust In Peace
Od tego albumu wszystko się zaczęło. Zakochany w twórczości Metalliki, po którą sięgnąłem jeszcze w podstawówce, zacząłem drążyć. Przeskoczenie z modemu na stałe łącze na przełomie wieków zdecydowanie mi to ułatwiło. Byłem wtedy na etapie grunge’u no ale ta Metallica… I solówka z “Fade To Black”, o której nie mogłem zapomnieć. Na forach internetowych zacząłem szukać jakiegoś rankingu/zestawienia najlepszych solówek thrashowych. W jednym z postów ktoś bardzo mocno sugerował, że to co w solówkach generował Hammett to jeden wielki syf i tylko “Tornado Of Souls” Megadeth się liczy. Nie pozostało mi nic innego jak tylko przesłuchać i ocenić samemu. Aż tak skrajnie bym do tego nie podchodził ale fakt faktem – “Tornado Of Souls” wgniotło mnie w fotel. Nagle okazało się, że oprócz ubóstwianej Mety są jeszcze inne kapele grające równie świetną Czytaj dalej Megadeth – Rust In Peace