Jeszcze nigdy fani Iron Maiden nie musieli czekać tak długo na nowe wydawnictwo swoich ulubieńców. Przez 6 lat mijających od premiery “The Book Of Souls” sporo się na świecie zmieniło. Można było zatem po cichu liczyć na zmiany również i w twórczości Anglików. Ci praktycznie od wydania ponad 20 lat temu “Brave New World” dają malkontentom wiele powodów do narzekania na to, że zespół ciągle gra to samo. Czytaj dalej Iron Maiden – Senjutsu
Archiwa tagu: iron maiden
Iron Maiden – The Book Of Souls
Bałem się nowej płyty Iron Maiden. Moje obawy podsycane były przez kolejne informacje na temat „The Book Of Souls”. Najbardziej przerażał czas trwania wydawnictwa. Kilkanaście lat temu zespół przyjął sobie za cel maksymalne wydłużanie i rozciąganie utworów. Tutaj mieliśmy dostać tego apogeum. Nastroju nie poprawił zapowiadający album „Speed Of Light”, który nie powalał i raczej zniechęcał niż zachęcał.
Ale akurat to zbytnio mnie nie zmartwiło bo od lat znaczna część zespołów ma cudowną umiejętność dobierania na single utworów przeciętnych, które nie odzwierciedlają poziomu całego wydawnictwa. Za to z Eddiem coś jest nie tak… Tzn. sama jego postać jest najlepsza od wielu lat ale tak jakby brakowało do niego tła? Po dłuższym obcowaniu z tym wydawnictwem można jednak dojść do wniosku, że ma to głębszy sens i trzyma się kupy. Czytaj dalej Iron Maiden – The Book Of Souls
Iron Maiden – The Final Frontier
Gdy wszyscy myśleli, że ekipa Iron Maiden ma już do perfekcji opanowaną sztukę wydłużania/przedłużania, światło ujrzał “The Final Frontier”. Okazało się, że nawet mistrzowską formę da się jeszcze doszlifować – krążek zamyka się w 77:36 czyli o prawie 5 minut więcej niż dotychczasowy rekord pobity na “A Matter Of Life And Death”. Co ciekawe – dłużyzny, które chciałoby się usunąć czuć tu ewidentnie już przy pierwszym przesłuchaniu.
Już na starcie zespół mógł zaoszczędzić ponad 4,5 minuty rezygnując z pierwszej części “Satellite 15… The Final Frontier”. “Satellite 15…” w niczym nie przypomina dotychczasowej twórczości grupy. W zasadzie w tym momencie moglibyśmy się cieszyć, że zespół przeciera nowe szlaki itp. Czytaj dalej Iron Maiden – The Final Frontier
Iron Maiden – A Matter Of Life And Death
“A Matter Of Life And Death” jest pierwszym albumem w dorobku IM, na który świadomie czekałem. Dwa poprzednie poznałem dość późno po premierze, wcześniejsze pojawiały się zanim jeszcze wykształciła się u mnie maidenowa świadomość.Może zatem to wyczekiwanie sprawiło, że do dziś darzę ten album olbrzymim sentymentem?
Na początku była wielka fascynacja, katowanie albumu po kilka razy dziennie. Nie było żadnego “ale”, krążek pasował mi w całości – bez zastrzeżeń. Dziś – po 9 latach od premiery widzę jego wady ale nie zmienia to faktu, że nadal bardzo go lubię;) Czytaj dalej Iron Maiden – A Matter Of Life And Death
Iron Maiden – Dance Of Death
Kiedy ktoś pyta mnie o najsłabsze albumy w dyskografii Iron Maiden bez zastanowienia odpowiadam: “No Prayer For The Dying” i “Fear Of The Dark”. Jednak przy każdym odświeżaniu dyskografii grupy dochodzimy do nieszczęsnego 2003 roku i premiery “Dance Of Death”… Nie jestem pewien ale jest to chyba próba wyparcia tego albumu ze świadomości, organizm sam się przed nim broni. Ale zacznijmy od początku. Po serii genialnych płyt zespół zaczął błądzić i kombinować. Głównie polegało to na rozciąganiu kompozycji do granic możliwości. Pół biedy gdy nie traciła na tym ich jakość. Ale z tym bywało różnie. Wszystko rozkręciło się na dobre na “The X Factor” i było kontynuowane na “Virtual XI”. Mimo ostrej krytyki lubię te krążki – Bayley to nie Dickinson ale też ma kawał głosu i umie z niego korzystać. Powrót Bruce’a i wydanie “Brave New World” nie zmieniło trendu. Jednak poziom skoczył drastycznie w górę a sam krążek jest uznawany za jedno z największych osiągnięć zespołu. Czytaj dalej Iron Maiden – Dance Of Death
Iron Maiden – Fear Of The Dark
“Fear Of The Dark” jest w dyskografii zespołu pozycją najbardziej nijaką i bezbarwną. W prawdzie nie ma tu takich potworków jak “Bring Your Daughter…” czy “Mother Russia” z poprzedniego albumu ale wydawnictwo cierpi na niedobór kawałków, które by porywały. W zasadzie jest tu tylko na prawdę genialny utwór tytułowy (jeden z lepszych w całej dyskografii Ironsów)a później długo, długo nic. Następnie rozbudowany “Afraid To Shoot Strangers”, otwierający album całkiem przyjemny “Be Quick Or Be Dead” (któremu jednak daleko do klasycznych “openerów”) i mój drugi faworyt po utworze tytułowym – balladowy “Wasting Love” dość znacznie odbiegający od tego co do tej pory serwował nam zespół. Pod plusy można jeszcze podciągnąć “The Fugitive” oraz “Judas Be My Guide”, które dla mnie brzmią jak odrzuty z czasów “Somewhere In Time”. A jak już jesteśmy w temacie odrzutów: reszta “Fear Of The Dark” brzmi właśnie jak niechciane dzieci z dawnych czasów Czytaj dalej Iron Maiden – Fear Of The Dark
Iron Maiden – No Prayer For The Dying
Zespół zakończył lata 80te ambitnym, wielowarstwowym i momentami wydumanym “Seventh Son Of A Seventh Son”. W lata 90te wszedł jego totalnym zaprzeczeniem: krążkiem prostym, surowym i cięższym. Z jednej strony był to bardzo dobry krok bo grupy nie można było posądzić o odcinanie kuponów i “kserowanie się”. Problem w tym, że gdzieś po drodze zagubiona została wena i umiejętność tworzenia utworów na wysokim poziomie. Najlepszym dowodem na to jest singlowy “Bring You Daughter…. To The Slaughter” – jedna z najgorszych rzeczy jakie zespołowi udało się popełnić. Gdyby ktoś kilka lat wcześniej powiedział Harrisowi, że wypuszczą tego potworka do mediów to ten popukałby się pewnie w czoło. Najśmieszniejsze jest to, że ten zlepek kiczu i tandety miał bardzo dobre przyjęcie i był bodajże jedynym numerem jeden grupy w Wielkiej Brytanii. Czytaj dalej Iron Maiden – No Prayer For The Dying
Iron Maiden – Seventh Son Of A Seventh Son
“Seventh Son Of A Seventh Son” jest z kilku względów pozycją wyjątkową w dyskografii Iron Maiden. Po primo: zamyka pewien piękny rozdział w historii zespołu. Rozdział, w którym grupa sypała jak z rękawa genialnym materiałem i stworzyła co najmniej 5 wybornych albumów (dokładna ilość to już kwestia gustu;). Rozdział, w którym zespół nie miał praktycznie żadnych potknięć nie licząc pojedynczych utworów, które są troszkę słabsze od świetnej reszty. Po secundo: “Siódmy Syn…” jest jedynym w dorobku grupy konceptem będącym spójną opowieścią. Nie jest to jednak koncept na np. post-metalową modłę, gdzie utwory przechodzą płynnie z jednego w drugie i najlepiej wyglądają jako całość bo wyrwane z kontekstu nie zawsze trzymają się kupy. Tutaj temat jest wspólny ale każdy z 8 utworów zawartych na krążku stanowi odrębną całość(chociaż wszystko spięte jest klamrą jak na “Animals” Pink Floydów) i broni się sam. I to w jakim stylu! No dobra – nie wszystkie;) Czytaj dalej Iron Maiden – Seventh Son Of A Seventh Son
Iron Maiden – Somewhere In Time
Nadchodzi nowe! I to widać już na pierwszy rzut oka. Dotychczasowe – bliżej nieokreślone czasowo (oprócz “Powerslave”) okładki zastąpiono wizją typowo futurystyczną. Ale nie trzeba być wybitnie spostrzegawczym aby zauważyć nawiązania do zespołowej historii: tutaj spada sobie Ikar, tam widać piramidę, nazwa restauracji i baru też jakby skądś znajoma, podobnie z czasem na zegarze. Zespół decyduje się nawet na żarcik w postaci informacji o wyniku meczu West Ham – Arsenal (7:3). Wielkiemu fanowi West Hamu – Harrisowi chyba musi być cholernie przykro, że jego ulubiony klub ostatni raz wygrał z Kanonierami w 2007 roku;) Smaczków są tutaj dziesiątki – warto odkryć je samemu lub przy niewielkiej pomocy artykułów, których jest pełno w Internecie;) Nadejście nowego czuć również od pierwszych dźwięków płyty. Otwierający album bardzo dobry “Caught Somewhere In Time” niby brzmi jak typowy utwór grupy ale jednak jakoś inaczej. Czytaj dalej Iron Maiden – Somewhere In Time
Iron Maiden – Powerslave
Piąty album studyjny w dorobku londyńskiej ekipy jest swego rodzaju fenomenem – wciągam go w całości praktycznie bez zastrzeżeń mimo jednego dość poważnego zgrzytu i jednego zdecydowanie mniejszego. Poważniejszy: “Back In The Village” – wesołkowaty utwór z badziewnym i drażniącym utworem. Utwór sam w sobie (gdyby wyciąć z niego refrenowego potworka) nie jest tragiczny, bez problemu można by go wrzucić na któryś z kolejnych krążków Ironsów po “Seventh Son…”. Na “Powerslave”, na tle wielu genialnych momentów wypada po prostu blado – in minus. Mniejszy zgrzyt – zgrzycik to “Losfer Words (Big ‘Orra)” – typowy albumowy zapychacz, nabijacz minut. Ale najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że mimo tej świadomości i tak go lubię. Można tu znaleźć kilka ciekawych fragmentów. I tu mógłbym w sumie zakończyć recenzję bo do reszty utworów zawartych na “Powerslave” nie mam żadnych zastrzeżeń Czytaj dalej Iron Maiden – Powerslave