Od wydania poprzedniego albumu – “Years Of Aggression” minęło 5 lat. To sporo czasu na to by “odnaleźć siebie”, poszerzyć horyzonty i spróbować rzeczy. Jednak z drugiej strony po co cokolwiek zmieniać skoro to co było wciąż pięknie “żre”? Z takiego założenia (prawdopodobnie;) wyszli Grecy z Suicidal Angels ponieważ “Profane Prayer” jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniego krążka oraz kilku wcześniejszych.
W wielu przypadkach można by to uznać za wadę ze względu na wtórność. Ale nie tu. Fakt faktem – nowe wydawnictwo przynosi muzykę, którą doskonale znamy. Ale jakość stworzonego materiału sprawia, że nikomu nie powinno to przeszkadzać. Przypadek ten uznałbym za swego rodzaju grecki Overkill – oni również od wielu lat grają praktycznie tak samo – bez większych odskoczni i udziwnień – ale każdy kolejny album słucha się z szybszym biciem serca.
Tak samo jest i tu. Sytuację ułatwia fakt, że Suicidal Angels nagrali album naprawdę szybki. Z 9 utworów tylko 2 utrzymują wolne tempo. Praktycznie cała reszta to szybkie pociski z podpisem “modern thrash”. Dwa “ślimaki” są jednocześnie najdłuższymi utworami w zestawieniu i mniejszą dynamikę zastępują rozbudowaniem i mnogością wątków.
Słuchając zamykającego album ” The Fire Paths Of Fate” wcale nie czujemy, że utwór trwa prawie 10 minut. Podobnie jest z 8-minutowym “Deathstalker”, w którym pojawia się kilku gości. Chociaż tutaj znalazłoby się kilka fragmentów do wycięcia.
Reszta “Profane Prayer” to samo gęste poczynając od otwierającego album bardzo chwytliwego “When The Lions Die”, który jako pierwszy zapowiadał wydawnictwo. Dwa pozostałe utwory promujące: “Purified By Fire” oraz “Virtues Of Destruction” są jeszcze szybsze. Na równi z nimi zestawić możemy kawałek tytułowy oraz “Guard Of The Insane”.
Czas spędzony z “Profane Prayer” mija bardzo szybko. Ciężko uwierzyć, że całość trwa ponad 48 minut. Nie zważając na to, że to stosunkowo dużo czasu – od razu chce się ponownie wcisnąć <play>. Mamy dopiero początek marca a już pojawił się kandydat do podsumowania rocznego w kategorii “thrash metal”. Polecam!