Od dłuższego czasu krążą w różnego rodzaju mediach informacje o tym, że Slayer planuje coś nagrać. Nowy krążek miał się ukazać w zeszłym roku ale jak widać – nie wyszło. Teraz mówi się, że „w 2013 już na pewno!”. Do końca roku droga daleka także Araya z ekipą mają dużo czasu zatem zobaczymy co z tego będzie. A dziś słów kilka o najnowszym, jak do tej pory, dziecku Slayera czyli World Painted Blood z 2009 roku. Na starcie słuchaczowi rzuca się w oczy skromna w formie poligrafia. Czerwona, zrobiona z grubej folii okładka z nazwą zespołu ukrywa właściwą książeczkę. Ta też bogactwem nie grzeszy. Z tego co pamiętam to jest kilka wersji, ogólnie idea oparła się na przedstawieniu specyficznej mapy świata. Ja trafiłem na Europę i Azję. Reszty nie widziałem. Druga sprawa poligraficzna. WPB to pierwszy album Slayera, który nie ma typowych dla American Recordings grzbietów. Ot taka mała, nieistotna ciekawostka;) Przechodzimy do muzyki. Po pierwszym przesłuchaniu krążka miałem lekko mieszane uczucia. Z jednej strony wszystko jest w porządku: jest szybko, brudno, ciężko, slayerowato. Fajnie się tego słucha. Ale z drugiej: czegoś tu brakuje. Może trochę polotu? Szaleństwa? Oczywiście są tutaj petardy w stylu „Snuff” – ze świetną, bałaganiarską solówką na początku czy też „Psychopathy Red” – mój ulubiony fragment płyty: rzecz niesamowicie szybka, toporna, brutalna. W ekspresowym tempie utrzymany jest również ciekawy „Unit 731”. Nie brakuje tu nowości: np. w „Beauty Through Order” Araya nie wydziera się tylko próbuje śpiewać (o hrabinie Batory). No i to by było na tyle. Reszta trzyma pewien poziom, nie ma tu rzeczy, których zespół musiałby się wstydzić ale brakuje tu tej „bożej iskry”, polotu, czegoś co sprawiłoby, że te utwory za jakiś czas staną się slayerową klasyką pokroju rzeczy z Reign In Blood. Z WPB podoba mi się jeszcze „Hate Worldwide” oraz „Human Strain”. Reszta fajnie prezentuje się jako całość, gdy krążka słucha się „od deski do deski” ale nie powiem żebym wracał osobno do poszczególnych utworów. I tu pojawia się lekki dylemat ocenowy bo z jednej strony do klasyki daleko ale z drugiej: WPB podchodzi mi zdecydowanie lepiej niż 3 krążki wydane przed Christ Illusion. I z racji tego, że to tylko zabawa to lepiej trochę ocenę zawyżyć niż zaniżyć.
Moja ocena -> 7/10
Niezła luta. Biega się przy tym przednio. Kilometry same spod nóg uciekają. Moje typy z tego albumu to: Americon i Psychopathy Red o Andrieju Czikatiło (swoją drogą niezły film widziałem o tym psycholu – polecam).
A mnie się Christ Illusion nieco bardziej podobało. Ale WPB też zacne, szczególnie tytułowa pieśń.
Też wolę CI a szczególnie utwór “Cult”:]