Matt Pike jest w świecie stonerowego grania żywą legendą i jednym z najważniejszych filarów gatunku. Albumy Sleep i High On Fire należą do klasyki i wyznaczników stylu. Ciężko uwierzyć, że przez ponad 30 lat aktywności muzycznej artysta “nie dorobił się” solowego albumu. Aż do teraz gdy światło dzienne ujrzał projekt Pike Vs The Automaton. Jego nazwa nawiązująca do starożytnej Greki może sugerować bunt czy też opór artysty wobec dzisiejszego “zautomatyzowanego” świata. A jak przekłada się to na muzykę zawartą na krążku?
Album przynosi 62 minuty muzyki podzielonej na 10 utworów i w zasadzie można by go opisać jednym zdaniem. Jest to wypadowa Sleep i High On Fire z naciskiem na ten drugi zespół. Jednak ze względu na solową odsłonę artysta mógł pozwolić sobie na odrobinę eksperymentów.
Najbardziej oczywistym jest “Land”, który jako drugi zapowiadał wydawnictwo. Utwór z gościnnym udziałem Brenta Hindsa z Mastodona może szokować. Zamiast ściany dźwięków usłyszymy tu gitarę akustyczną. Całość jest mieszaniną americany, bluesa i country czyli gatunków, o które Pike’a ciężko byłoby podejrzewać.
Takiego eksperymentu z pewnością nie zapowiadała premierowa zapowiedź – “Alien Slut Mum” żywcem wyrwana z ostatnich albumów High On Fire. Drugim i tak na prawdę ostatnim zaskoczeniem poza “Land” jest tu “Acid Test Zone”, który muzycznie jest wyjątkowo ciężki i brutalny jednak nie odbiega drastycznie od wcześniejszej twórczości Pike’a.
Nowością jest tu wokal ocierający się o klimaty grindcore/hardcore z okolic Converge czy Napalm Death. Jest to odważny ale bardzo udany eksperyment, wprowadzający duży powiew świeżości pośród bardziej standardowej reszty albumu. A tę mimo swego rodzaju “klasycyzmu” można uznać za udaną.
Już otwierający album “Abusive” prezentuje bardzo wysoki poziom, wpada w ucho przy pierwszym przesłuchaniu i z pewnością spodoba się fanom wcześniejszych dokonań Pike’a. Jeszcze bardziej chwytliwy i dynamiczny jest “Throat Cobra”, który można uznać za wręcz przebojowy. Na “Pike Vs The Automaton” nie zabrakło oczywiście miejsca dla klasycznych stonerowych walców jak “Trapped In A Midcave”, “Apollyon” czy “Leaving The Wars Of Woe”.
Fani Sleep i High On Fire nie znajdą tu raczej pola do narzekania. W zasadzie jedynym nie do końca zrozumiałym elementem krążka jest “Epoxia”, która zaczyna bardzo przyjemnie ale kończy się zanim zdąży się rozwinąć. Ta krótka miniatura ma tylko 49 sekund i w takiej formie nic na krążek nie wnosi. Nie psuje jednak ogólnego odbioru wydawnictwa a ten jest zdecydowanie pozytywny.
“Pike Vs The Automaton” nie jest z pewnością szczytowym osiągnięciem artysty, nie zawiera też samych “pocisków”, które przejdą do kanonu gatunku. Jednak daje on dużo frajdy w czasie słuchania i z pewnością zaspokoi głód w oczekiwaniu na kolejne wydawnictwa zespołów, w których udziela się Pike.