Z reguły nie kupuję albumów LIVE, nawet ich nie słucham(w swojej dość bogatej kolekcji mam ich tylko kilka, w większości seria Unplugged). Jak dla mnie typowe koncertówki to w większości próba wyduszenia kolejnych pieniędzy z fanów. Pearl Jam jest w ścisłej czołówce pod względem tego rodzaju wydawnictw. Kilka oficjalnych albumów live, tysiąc pięćset sto bootlegów itp itd. To już jest atrakcja nie dla fana tylko raczej dla psychopaty, zespołowego zboczeńca:) Z tym wydawnictwem jest podobnie… ale nie do końca. Live At The Gorge 05/06 to zapis 3 koncertów grupy w tamtejszym amfiteatrze. Lokalizacja robi niesamowite wrażenie ->klik<- . Historia powstania tego albumu jest mniej więcej taka: jeden koncert w 2005 roku, spełniona obietnica powrotu za rok i 2 koncerty dzień po dniu. No i uzbierało się tego wszystkiego 7 cd (3+2+2), 100 utworów (37+32+31), prawie 8 godzin muzyki (brakuje niecałej minuty). Przesłuchanie tego zestawu to przygoda na kilka dni. Ale nie jest to męczące zajęcie, repertuar jest bardzo urozmaicony – PJ przedstawił 69 różnych utworów. Powtarzają się w większości klasyki, reszta to przekrój przez całą twórczość zespołu (ze szczególnym wskazaniem na wydany w 2006 roku nowy album, który wtedy promowali), do tego kilka coverów m.in. Toma Petty’ego, Mother Love Bone, Neila Younga itp. Pojawia się też dużo utworów, które grupa gra na żywo bardzo rzadko. Nie pojawia się natomiast “Immortality” czego w ogóle nie jestem w stanie zrozumieć… Wszystko to jest poprzeplatane rozmowami Eddiego z publicznością. Nie są to wybitnie długie wywody i nie nużą po kilku przesłuchaniach tak jak gadka Kazika na Kulcie bez prądu. Zespół przygotował kilka niespodzianek żeby nie było nudno i tak np. cały pierwszy krążek z koncertu “2005” jest zagrany akustycznie, dużo jest też rozciągniętych improwizacji, świetnie prezentuje się zagrany w całości tylko przed Veddera “I Won’t Back Down” z 2 koncertu “2006”. Zespół postarał się i brzmienie całości jest bardzo dobre (ale z tego co ludzie piszą to u nich standard). Jeśli ktoś chce mieć “pearljamowe” wydawnictwo koncertowe w swojej kolekcji to Live At The Gorge jest chyba najlepszym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że cena tej muzycznej kobyły nie jest specjalnie wygórowana (za te same pieniądze kupi się 2, góra 3 pojedyncze koncertówki). A jak się trafi na okazję to można upolować ten pakiet w okolicach 100zł z przesyłką. Mała (a raczej duża) rzecz a cieszy.
Moja ocena -> 9/10