Wydany cztery lata temu “Mestarin Kynsi” był moim debiutanckim świadomym kontaktem z muzyką Finów i jednocześnie pierwszym albumem, który wywoływał aż taki niepokój i dyskomfort podczas słuchania. Niesamowitą przygodą było poznawanie wcześniejszych dokonań ekipy Oranssi Pazuzu chociażby ze względu na to, że każdy z pięciu wydanych do tej pory albumów był zupełnie inny. W przypadku “Värähtelijä” było to poznawanie na nowo ponieważ krótko po premierze wyłączyłem ten album po kilku minutach.
Wspomniany przed chwilą niepokój i dyskomfort nie jest w żaden sposób cechą negatywną, traktowałbym go bardziej jako atut. Dlaczego? Ponieważ muzyka Finów wywołuje emocje. Obok “Mestarin Kynsi” chyba nie da się przejść obojętnie. Jest to granie na tyle charakterystyczne i inwazyjne, że nie da się przejść obok niego obojętnie. Podobnie jest ze wcześniejszymi albumami Finów. Albumy te, rozkładane przeze mnie na czynniki pierwsze, efektywnie umilały czas oczekiwania na następcę albumu wydanego w 2020 roku.
Przed premierą szóstego w dyskografii “Muuntautuja” można było powiedzieć, że Finowie ze swoją muzyką byli już chyba wszędzie zatem nowy krążek nie powinien niczym zaskoczyć. Nic bardziej mylnego. Po bagnach, na które zespół zaprosił nas na “Mestarin Kynsi”, przenosimy się do otchłani, w której czeka nas dużo nowego i to w bardzo skondensowanej formie ponieważ nowy album jest najkrótszym w dotychczasowej dyskografii Finów (chociaż do debiutu i “Valonielu” brakuje mu dosłownie kilku minut).
“Bioalkemisti” rozpoczyna się od dźwięków przypominających uderzanie kropel deszczu o parapet. Po chwili dźwięk ten “łapie” melodię i od razu wiemy, że dalej nie będzie normalnie chociaż utwór sam w sobie nie zaskakuje bo obraca się w klimatach, które już znamy.
Zdecydowanie inaczej robi się w utworze tytułowym, który przez dużą część czasu trwania ma zdecydowanie więcej wspólnego z dark electro niż black metalem. Swoje robi tu też elektronicznie przetworzony wokal. Ponownie możemy poczuć się bardzo niekomfortowo, mimo tego że zespół nie atakuje nas ścianą dźwięków.
Tę Oranssi Pazuzu serwuje słuchaczowi w “Voitelu”, który wydaje się być jednym z trudniejszych fragmentów do przebrnięcia w drodze do wspomnianej otchłani. Przytłaczający klimat podkręca tu dodatkowo pojawiające się co jakiś czas paliwo. I do tego ta motoryczna, zapętlona końcówka. Miód na uszy dla fanów Finów.
Chwilę wytchnienia dają “Hautatuuli” oraz instrumentalna miniatura “.”, która jest wstępem do apokalipsy, którą znajdziemy w “Valotus”. Tutaj również w ścianie dźwięków odnajdziemy klawisze i kilka spokojniejszych fragmentów, które jednak niewiele dają w kontekście tego, że w końcówce zespół rozjedzie nas walcem.
Sporym zaskoczeniem dla słuchaczy może być “Ikikaarme”, który budzi wyraźne skojarzenia z ostatnimi albumami Swans (np. w pierwszych fragmentach z wokalem, czystym – przypominającym Michaela Girę). Album zamyka instrumentalny “Vieriva Usva”, który klimatem odstaje od reszty krążka ponieważ nie ciągnie nas coraz głębiej w otchłań tylko raczej przenosi do odległej galaktyki – brzmi on jak soundtrack do któregoś z filmów SF. Może to preludium do następnego albumu, na którym muzycy zabiorą słuchaczy w kosmos?
Bez wątpienia “Muuntautuja” jest jednym z najlepszych albumów metalowych wydanych w tym roku. Kolejny raz jest to również muzyka bardzo ciężka do zaszufladkowania ponieważ wybiega bardzo daleko poza ramy “black” romansując z awangardą, industrialem, post metalem, psychodelą, space rockiem i elektroniką. Z pewnością każdy z nas znajdzie tutaj jeszcze sporo innych gatunków.
Ekipa Oranssi Pazuzu kolejny raz udowodniła, że w muzyce nadal można stworzyć coś świeżego i angażującego. Chociaż zdecydowanie nie jest to granie dla każdego. Status miłość/nienawiść został utrzymany ponieważ “Muuntautuja” raczej nie pozostawia nikogo obojętnym.