Ostatnio było o Alicji bez prądu. Idziemy za ciosem – dziś drugi przedstawiciel gatunku. Pierwszy rzut oka na tracklistę i tu lekki szok: 6 z 14 utworów ma jakieś zupełnie nieznane tytuły. Tak jak Alicja była „anty” i podczas koncertu nie było coverów tak Nirvana odbiła w kierunku przeciwnym i mamy tu 3 utwory od Meat Puppets i po jednym od The Vaselines, Davida Bowiego i Leadbelly. Są to rzeczy bardzo dobre, chyba nawet najlepsze na tym wydawnictwie. Przyglądamy się trackliście w dalszym ciągu… Czegoś tu brakuje…. Nie ma „Smells Like Teen Spirit”?! Pewnie wiele osób oburza ten fakt – mnie nie. Ich największy hit (swoją drogą mają kilka o wiele lepszych:) pasowałby tu jak świni siodło. Koncert jest zagrany na spokojnie, kameralnie, nie ma tu raczej miejsca na większe kopyto. No chyba, że utwór zostałby mocno przearanżowany. Ale chyba w jego wypadku nie byłby to szczęśliwy zabieg. Zespół pod tym względem zachował się w miarę asekuracyjnie i wybrał kawałki spokojne z natury. Praktycznie tylko „On A Plain” w wydaniu albumowym jest od początku do końca cięższy. A jak się to wszystko prezentuje? Bardzo dobrze. Chociaż nie – nie do końca. Jakoś nie przemawia do mnie „Come As You Are”, rzecz która w studio jest genialna tu wypada nijak, głównie ze względu na wokal. Ale poza tym Nirvana bez prądu prezentuje się świetnie. W odróżnieniu od AIC tutaj pojawiają się różne smaczki typu wiolonczela czy akordeon. Oba instrumenty fajnie uzupełniają resztę i stanowią ciekawy dodatek (nie tak nahalny jak np. w przypadku KoRna). Podobnie jak w przypadku AIC (a zasadniczo wszystkich koncertów z serii Unplugged) warto pokusić się o wersję DVD. Niby CD też się doskonale broni ale jednak wersja z wizją i dźwiękiem 5.1/DTS to zupełnie inne przeżycie;)
Moja ocena -> 9/10