Mark Lanegan jest artystą bardzo płodnym. Systematycznie raczy swoich fanów nowymi albumami studyjnymi. W międzyczasie wypuszcza różnego rodzaju składanki z demami, udziela się w innych projektach i gościnnych występach. Jak do tej pory ta ilość zawsze szła w parze z jakością. A jak jest tym razem?
Przyznaję się bez bicia, że w przypadku Lanegana nie próbuję zachowywać nawet resztek obiektywizmu. Uwielbiam jego głos i praktycznie wszystko co nagrał wciągam niczym bocian żabę. Dlatego z wielką radością przyjąłem informację o zbliżającej się premierze “Gargoyle”. Niesamowity apetyt skutecznie podsyciły 2 zapowiedzi w postaci “Nocturne” oraz “Beehive”.
“Nocturne” to combo tego co najlepsze w Laneganie z ostatnich płyt. Utwór chwyta już przy pierwszym przesłuchaniu i sprawia, że po zakończeniu od razu chcemy powrócić do jego posępnego i ponurego klimatu przypominającego momentami “The Gravedigger’s Song”.
Druga zapowiedź albumu – “Beehive” była w pierwszym momencie zaskakująca ze względu na klimat – zdecydowanie żywszy i bardziej pozytywny od tego z “Nocturne”. Oba utwory łączy specyficzna “laneganowska” przebojowość. Zatem z miejsca można by je dorzucić do swoistego “the best of”.
Na “Gargoyle” jest jeszcze co najmniej jeden utwór, który ma prawo z miejsca wskoczyć do kanonu artysty. Mowa oczywiście od “Drunk On Destruction”. Tak depresyjny, melancholijny a jednocześnie ujmujący klimat słyszałem ostatnio w “Grey Goes Black” z “Blues Funeral”. Właśnie w takiej odsłonie uwielbiam Lanegana. I właśnie niej najbardziej mi na “Gargoyle” brakuje. Bo trzeba przyznać, że najnowsze dzieło artysty to album kombinowany i eksplorujący różne rejony.
Otwierający całość “Death’s Head Tattoo” brzmi jeszcze typowo chociaż na tle otwarć z kilku ostatnich albumów wypada chyba trochę gorzej. Pierwszy lekki szok przychodzi przy “Blue Blue Sea”, którego trudno porównać z czymkolwiek z dotychczasowej dyskografii Lanegana. Zalążki podobnego eksperymentowania mogliśmy usłyszeć na “Phantom Radio” jednak nie były one aż tak daleko posunięte.
Żywcem wyrwanym z tego albumu wydaje się być “First Day Of Winter”. Z kolei podkręcony lekko elektroniką “Old Swan” to już zdecydowanie wcześniejszy album. Jest to jeden z mocniejszych momentów wydawnictwa. Pod “Blues Funeral” można by jeszcze podciągnąć “Sister”. “Goodbye To Beauty” to z kolei ukłon w stronę czasów jeszcze wcześniejszych. Na deser pozostaje “Emperor”, który cierpi na podobną dolegliwość co “Blue Blue Sea”. W jego przypadku jedno jest pewne – czuć w nim Rosję;)
“Gargoyle” z pewnością nie jest najwybitniejszym albumem w dyskografii Lanegana. Nie porywa też od pierwszego przesłuchania tak jak chociażby “Field Songs” czy “The Winding Sheet”. W zamian za to zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem. Po kilku spokojnie można dojść do wniosku, że jest to kolejna bardzo dobra pozycja w dyskografii Lanegana z kilkoma świetnymi momentami. Jest lepiej niż na “Phantom Radio” i minimalnie gorzej niż na “Blues Funeral”.