Czasem zastanawiam się czy Mark Lanegan zna w ogóle takie pojęcie jak urlop czy czas wolny. W zasadzie między „Bubblegum” a „Blues Funeral” było 8 lat solowej ciszy. Jednak w tym czasie powstały 3 bardzo udane krążki w duecie z Isobel Campbell. W 2012 roku Lanegan zapoczątkował niesamowitą serię i „With Animals” jest szóstym albumem wydanym od tamtego momentu, zawierającym premierowy materiał (do tego dochodzi świetny „Houston: Publishing Demos 2002” oraz remixy do „Phantom Radio”). Co ciekawe – jak do tej pory ilość zawsze szła w parze z jakością. Czy i tak jest tym razem w przypadku drugiej współpracy artysty z Duke Garwoodem?
Przy pierwszym kontakcie może się zdawać, że niekoniecznie. „With Animals” jest albumem ciężkim w odbiorze. Przekonanie się do niego zajmuje zdecydowanie więcej czasu niż to ma miejsce w przypadku chociażby „Gargoyle”. Zacznijmy od tego, że warstwa muzyczna zaprezentowana przez duet artystów jest mocno okrojona a momentami wręcz ascetyczna. Co ciekawe – to właśnie te momenty robią na słuchaczu największe wrażenie i wydają się być najbardziej naładowane emocjami.
Ciężko przejść obojętnie obok „L.A. Blue”, którego dźwięki idealnie pasowałyby do filmu Tarantino zaś głos Marka jest jeszcze bardziej przygnębiający i ponury niż zazwyczaj. Równie ponury i przytłaczający klimat panuje w „My Shadow Life” i „Ghost Stories”. Odrobinę więcej pozytywnej energii przynosi zamykający album „Desert Song” oparty tylko i wyłącznie na dźwiękach gitary. Minimalnie bogatszy muzycznie jest jeden z najbardziej optymistycznych fragmentów tego wydawnictwa – „Upon Doing Something Wrong”. „With Animals” przynosi również kilka eksperymentów. W „Lonesome Infidel” usłyszymy ascetyczną elektronikę/ambient, podobne brzmienie ma również „Save Me”.
Nutę kosmicznego klimatu wprowadza „Spaceman”. Początkowo, przy którejś z kolei zmianie nastroju słuchacz ma pełne prawo pogubić się i poczuć rozczarowanie, o którym pisałem wcześniej. Jednak gdy już wszystko poukładamy sobie w głowie to odkryjemy, że „With Animals” to wymagające ale bardzo równe, solidne i inteligentne wydawnictwo przesiąknięte skrajnymi emocjami. Nie jest to z pewnością opus magnum twórczości Lanegana ale wraz z Garwoodem artysta stworzył jeden z ciekawszych krążków 2018 roku i po raz n-ty wzbił się na swoje wokalne wyżyny.