Pamiętam w jak wielkim szoku byłem gdy po kilkumiesięcznym zauroczeniu Burn My Eyes sięgnąłem wreszcie po drugi album Machine Head. “Przecież to jest 100 razy cięższe i mocniejsze od debiutu” – stwierdziłem. I faktycznie – The More Things Change… jest jak uderzenie 10tonowego młota. Tak bezkompromisowej płyty zespół ani wcześniej ani później nie nagrał. Okładkę jak i wkładkę “zdobią” zdjęcia przedstawiające “efekty działań wojennych”. I tak właśnie widzę TMTC – jako wydawnictwo okrutne, bezlitosne, poniewierające słuchaczem. I to jest właśnie piękne w tym krążku. Taki np. “Stuck A Nerve” jest jak kilkuminutowa seria z karabinu maszynowego. Podobne tempo i klimat utrzymuje też “Bay Of Pigs”. I są to najbardziej dynamiczne momenty krążka. Reszta prezentuje zdecydowanie mniejsze obroty ale mocy tu nie brakuje;) Od momentu kiedy poznałem ten krążek minęło ponad 10 lat i setki przesłuchań a ja nadal nie widzę tutaj praktycznie żadnych większych wad. Wspomniany wyżej “Ten Ton Hammer” otwierający krążek czy też następny w kolejce “Take My Scars” to przecież zespołowe klasyki. Walcowaty “Down To None” nie bierze jeńców – miażdży wszystko i wszystkich na swej drodze. Podobnie jest z “Frontlines”. “Spine” w zwrotkach zalatuje trochę tym co ekipa MH zaczęła robić na 2 kolejnych krążkach czyli nu metalem. Ale robi to w sposób mało inwazyjny, który spokojnie nadaje się do przetrawienia. Wracamy do wspomnianych trochę wyżej “większych wad”. Gdyby się uprzeć i szukać minusów na siłę to “Violate” jest trochę za długi jak na tempo w którym jest utrzymany. Ten lekki dyskomfort niweluje po chwili “Blistering” rozpoczynający się dźwiękiem, który prawdziwe tygrysy lubią najbardziej, czyli wiertła dentystycznego;) Wisienką na torcie jest kończący album “Blood Of Zodiac”, który mimo ciężaru i brutalności niesamowicie buja. Gdyby odciąć zespołowi prąd i dać Flynnowi tabletki na uspokojenie to otrzymalibyśmy piosenkę do śpiewania przy ognisku;) Żarty żartami ale “Blood Of Zodiac” to na prawdę rzecz potężna, jedna z ciekawszych w całej twórczości Machine Head. A sam The More Things Change… można spokojnie wrzucić do TOP3 albumów grupy.
Moja ocena -> 9/10
Pierwszy raz spotykam sie z opinia, że TMTCh jest cieższy od debiutu. Płyt są dosyć podobne. Na tej Flynn wciąż drze sie, ale też więcej śpiewa, co raczej jednak “odciąża” muzykę