Chocolate Starfish And The Hot Dog Flavored Water to w sumie największy sukces komercyjny ekipy Limp Bizkit. Jest to jednocześnie pierwsza poważniejsza ich wpadka. A wszystko zapowiadało się tak pięknie…. Bo przecież wypromowany przez MI:3 “Take A Look Around” to naprawdę zacny kawałek – jak na LB wyjątkowo ambitny no i ze sporą dawką czadu. Tego nikt nie może mu odmówić. Jak i tego, że swego czasu królował na wszelkiego rodzaju listach przebojów. Podobnie jak 2 kolejne single z tego wydawnictwa: “My Generation” oraz “Rollin'”. W 2000 roku chyba nie było na świecie osoby, która nie znałaby tych utworów. Katowane w TV i radiu zdążyły się przejeść i moim zdaniem nie przeszły próby czasu. Kiedyś nieziemsko kręciły, dziś wydają się być prostackie i toporne. Chociaż na tle krążka nadal się wyróżniają. Podobnie jak chociażby “Hold On” nagrany z gościnnym udziałem Scotta Weilanda(Stone Temple Pilots, Velvet Revolver). Nigdy w życiu nie posądziłbym tej ekipy o stworzenie utworu tego typu. I za to duży plus jak i za sam kawałek, który na “chuligańską” płytę wnosi odrobinę kultury;) Z innych utworów warto zwrócić uwagę na “Boiler”. W wersji albumowej trwa on 7 minut, na singlu okrojono go do lekko ponad 5 co na warunki medialne i tak wydaje się być wiecznością. Sam wybór akurat tego kawałka do promocji albumu był niesamowicie odważny ponieważ “Boiler” jest cholernie nieprzebojowy. Nie ma tu chwytliwych refrenów, pobujać się przy tym też nie da, momentów które można by zanucić w domu też brakuje. I to jest właśnie największym atutem tego kawałka – obok “Take A Look Around” najbardziej ambitnego na CSATHDFW – swoją drogą co to za tytuł? Wiadomo, że jest tu ukryty podtekst ale za taką nazwę należy się -1pkt już na starcie;) Co jeszcze z plusów? “Livin’ It Up” – prosty jak konstrukcja cepa, oparty na tym samym schemacie co “My Generation” i “Rollin'” ale ma w sobie coś co sprawia, że patrzy się na niego inaczej niż na wyżej wspomniane. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku “My Way”. Ciekawostką na krążku jest “The One” mi osobiście kojarzący się z jakimiś tropikalnymi klimatami: Hawaje, Karaiby, plaża, drink z palemką i ten kawałek. Kilka innych plusów jeszcze by się znalazło ale już pora najwyższa na wady. Na niezagrożonej pozycji lidera króluje tu “Hot Dog”. Ekipa LB chciała tu chyba być jajcarska i zabawna. Efektem tego założenia jest utwór prostacki i do przesady wulgarny. Ogólnie wstyd. Druga sprawa: “Rollin'” z końcówki krążka? Czy ta wersja jest tutaj niezbędna? Co ciekawego sobą reprezentuje? Dla mnie jest to niepotrzebny zapychacz i rzecz, którą przy słuchaniu się przerzuca. Podobnie jest z “Getcha Groove On”. Nawet “Intro” i “Outro” są tu jakieś takie nijakie i najczęściej je omijam. I w sumie ze wszystkich tych składników otrzymaliśmy produkt przeciętny, który ma kilka naprawdę jasnych momentów jak i parę takich zlokalizowanych w okolicy dna Rowu Mariańskiego. Spokojnie mogłoby tu ich nie być. Zwłaszcza, że krążek do krótkich nie należy(łącznie nazbierało się tego wszystkiego ponad 75 minut). Na tle ciekawych dwóch poprzednich albumów CSATHDFW wypada blado, no co najwyżej średnio:)
Moja ocena -> 6/10
ehh.. czasy technikum.. Racja, że teraz brzmi to strasznie topornie.. ja z limpów mam jedynie SO..
Brr…. Limp Bizkit to grupa, która znajduje się na mojej czarnej liście. Po usłyszeniu ,,Gold Cobra” mam do nich wielką zrazę i raczej nie mam zamiaru jeszcze raz spróbować ich wysłuchać. Ta muzyka po prostu do mnie nie przemawia.
Zapraszam na bloga ( także muzycznego) i przepraszam za Spam jak coś
music-the-world.blogspot.com