Od dłuższego czasu pośród kapel grających metal z przedrostkiem “sludge” można zaobserwować niepokojące zjawisko – znaczne złagodzenie brzmienia. I tak np. ciężko zestawić ze sobą np. debiutancki “Remission” i ostatni “Once More ‘Round The Sun” Mastodona. Wiadomo – nie można całe życie grać dla metalowych ortodoksów i trzeba zrobić ukłon w stronę szerszej publiki żeby mieć co do gara włożyć jeśli utrzymuje się tylko z tworzenia muzyki.
Podobna sytuacja jak z Mastodonem ma miejsce również w przypadku Baroness. “Red Album” i “Yellow & Green” to dwie zupełnie różne bajki. Rękę powyższym zespołom może podać również Kylesa a ich najnowsze dzieło – “Exhausting Fire” jest najlepszym przykładem opisywanego przeze mnie zjawiska.
Mój pierwszy kontakt z materiałem zawartym na krążku nie należał do zbytnio udanych. Początkowe przesłuchania zapowiadającego album “Lost And Confused” były jak brutalne przebicie napompowanego do granic możliwości balonika oczekiwań.
Dopiero za n-tym razem coś zaskoczyło i teraz “Lost And Confused” wciągam bez żadnego “ale” a niektóre riffy z ciężkiej części utworu mnie hmmmm….. urzekły?:) Jak już wskoczą do głowy to nie chcą jej opuścić. Jeszcze gorsze pierwsze wrażenie zrobiła na mnie druga albumowa zapowiedź – “Night Drive”. Początkowo myślałem, że to jakiś żart ze strony muzyków. Ale nie… Po kilkunastu przesłuchaniach jest już zdecydowanie lepiej. Świetny jest sam początek, obłąkany i psychodeliczny. Później już tak kolorowo jest ale utwór jest “słuchalny”.
A jak wygląda reszta? Otwierający album “Crusher” początkowo faktycznie miażdży przytłaczającymi gitarami. Później niestety/stety pojawia się zjawisko, o którym wspomniałem na początku tego tekstu. Na szczęście nawet ten spokojny fragment ma bardzo oryginalny, schizofreniczny klimat dzięki czemu całości słucha się bardzo przyjemnie. Powiew przeszłości(szczególnie dwóch poprzednich wydawnictw) przynosi słuchaczowi “Inward Debate”. Jest tu ciężko, brudno, sludge’owo. W podobnym klimacie utrzymany jest też “Growing Roots”. O kilkadziesiąt lat wstecz cofamy się w “Shaping The Southern Sky”, który fragmentami na kilometr śmierdzi Black Sabbath.
Reszta krążka to już granie zdecydowanie bardziej eksperymentalne. Czasem zawiera ono dużo naleciałości z przeszłości jak np. “Out Of My Mind”. Ale zdarzają się też fragmenty totalnie odjechane: “Blood Moon” i “Falling”. Co ciekawe – wypadają one na prawdę interesująco. Chociaż i tak nie zmieniają one mojego zdania na temat zboczenia ze ścieżki wytyczonej chociażby na pierwszych 3-4 albumach. Marzy mi się jeszcze rasowy powrót chociażby do czasów “Static Tensions”. Ale i tak “Exhausting Fire” robi naprawdę dobre wrażenie i na pewno nie jest ujmą na zespołowym honorze. Chociaż trudno odmówić racji stwierdzeniu, że ich obecne granie ma tyle wspólnego z nurtem sludge co radler czy shandy z piwem;)
Moja ocena -> 7/10
A ja bym chciał, żeby zapomnieli o metalowych korzeniach. “Lost and confused” to świetny utwór z niemożliwym do zapomnienia refrenem. Płyty nie słuchałem. To znaczy, zrobiłem podejście, ale zmęczył mnie “Crusher” i na razie dałem sobie spokój.
Nie muszą wracać do początków (bo one momentami męczyły) ale krążek w klimacie “Static Tensions” byłby mile widziany;)