Trzeci album w dorobku Kosheen ma jedną podstawową wadę – cierpi na nadmiar bogactwa. To tak się da? Otóż da się: 16 utworów trwających łącznie ponad 70 minut to zdecydowanie za dużo. I tak jak pierwsza część albumu wgniata w fotel tak końcówka krążka nie wywołuje już praktycznie żadnych emocji. Ale zacznijmy od początku. Gdybym miał przyrównać Damage do dwóch poprzednich albumów Kosheen to zdecydowanie bliżej mu do Resist chociaż też nie do końca. Damage jest zdecydowanie bardziej ułożony, mniej inwazyjny, łatwiej wpada w ucho i bardziej nadaje się do radia czy tv. Zasadniczo z Resist było podobnie ale trafiały się tam też rzeczy bardziej dobitne: mało medialne ale mające ogromną moc. Tutaj tego nie ma a sam krążek jest grzeczny. Chociaż samo otwarcie w ogóle tego nie zapowiada bo początek utworu tytułowego ciężko uznać za granie popularne i trudno w ogóle zgadnąć, że to akurat ten zespół. No ale po chwili – gdy pojawia się wokal – wszystko staje się jasne a reszta „Damage” jest już zdecydowanie bardziej lekkostrawna. Ciężko to uznać za wadę bo utwór naprawdę daje radę. Ogólnie początek krążka wciąga – pierwsze 6 utworów to praktycznie same hity, rzeczy bardzo przebojowe i nośne. Dalsze 2 również utrzymują podobny poziom ale brakuje trochę pary z poprzedników;) W okolicach 9-10 numeru z track listy napięcie zaczyna opadać. Ciśnienie podnosi jeszcze „Not Enough Love”. A reszta? Jest bo jest. Nie można powiedzieć, że są to słabe momenty bo nie są ale po świetnym początku słuchacz ma ochotę na więcej. Jedynym grzechem tych utworów jest w sumie to, że ktoś ułożył track listę tak a nie inaczej. Gdyby te początkowe petardy poprzeplatać utworami z końca to byłoby inaczej, lepiej? Sam jestem zdania, że jak na taki gatunek muzyki jest tutaj po prostu za dużo. Wystarczyłoby 11-12 kawałków: słuchacz bez większego zbierania się w sobie byłby w stanie przesłuchać całość „od deski do deski” i żaden utwór nie byłby pokrzywdzony. No ale wyszło tak a nie inaczej i w efekcie tego Damage jest chyba najsłabszą pozycją w dyskografii Kosheen. Najsłabszą ale i tak wartą uwagi;)
Moja ocena -> 7/10