Killing Joke – MMXII

killing joke mmxiiPierwsze przesłuchanie – lekkie rozczarowanie. Drugie – mały niedosyt. Przy trzecim wszystko odwróciło się o 180 stopni i teraz z każdym kolejnym jest coraz lepiej. Po kilkunastu odsłuchach wciągam MMXII w całości praktycznie bez żadnych zarzutów. A przyznam szczerze, że za pierwszym razem utkwiły mi w pamięci tylko rzeczy znane jeszcze sprzed premiery krążka czyli “Rapture” i “In Cythera” oraz jeszcze dwa kawałki (najlepsze – o których na końcu). MMXII nie jest ściśle ukierunkowany tak jak np. “Hosannas…”, zdecydowanie bliżej temu krążkowi do “Absolute Dissent”. Mamy tu dość dużą różnorodność, swego rodzaju przekrój przez karierę zespołu. Z tym, że moim zdaniem poprzednie wydawnictwo jest na starcie łatwiejsze do przyswojenia dla przeciętnego Kowalskiego. Słucham KJ od ok. dekady, wiem mniej więcej czego można się po nich spodziewać ale przy pierwszym przesłuchaniu albumowy otwieracz w postaci prawie 9minutowego “Pole Shift” trochę mnie odstraszył. Także co mają powiedzieć ludzie, którzy dopiero zapoznają się z tym zespołem? “Pole Shift” przepchnąłbym gdzieś dalej;) Poza tym nie mam do krążka żadnych zarzutów. A utwór przed chwilą wymieniony z każdym odsłuchem zyskuje na wartości. Zaraz za nim pojawia się “Fema Camp” – rzecz brzmiąca potężnie niczym utwory z Pandemonium. Podobny klimat czuję też w “Trance”. Nawiązania do okresu nowej fali można znaleźć w najspokojniejszym kawałku na płycie – “In Cythera”. W miarę spokojnie jest też w “Primobile” oraz “On All Hallow’s Eve” (ale tu już pojawia się charakterystyczny krzyk Jaza, nie zmienia to faktu, że utwór jest piękny). “Glitch” (nie wiem czemu) przypomina mi momentami “Intravenous” z Extremities… No i na koniec moim zdaniem dwie najmocniejsze rzeczy z tego krążka: “Colony Collapse” oraz “Corporate Elect”. Obie niesamowicie nośne, pierwsza przebojowa, spokojniejsza (miałaby szansę na swoje 5 minut gdyby w mediach puszczali muzykę zamiast chłamu). Druga zdecydowanie bardziej agresywna, też wspaniała. Kilka krążków KJ już opisałem, do tej pory o żadnym nie pisało mi się tak ciężko jak o 2012 (pewnie dlatego, że nie znam go jeszcze na pamięć:) co z resztą można pewnie odczuć czytając te “wypociny”;) Nie ulega wątpliwości, że MMXII to niesamowicie mocna rzecz. Trzeba jej jednak dać co najmniej kilka szans bo prawdopodobnie nie będzie to w pełni miłość od pierwszego wejrzenia. Chociaż niektórym na pewno krążek podejdzie od razu, jeśli nie to koniecznie trzeba spróbować jeszcze kilka razy i wtedy na pewno się do niego przekonamy. W krótkim czasie (po nowym Overkillu) ukazuje się kolejny mocny kandydat do płyty roku. Killing Joke nadal w świetnej formie – już od ponad 20 lat.

Moja ocena -> 10/10

9 myśli nt. „Killing Joke – MMXII”

  1. Na razie słuchałem tego krążka tylko na Deezerze. Muszę przyznać, że nowa propozycja KJ trafiła do mnie od razu. Mocarne jak diabli! A w maju grają we Wrocławiu, toteż zapraszam do Miasta Krasnali…

    1. Grali – w 2003 roku. btw. fajny macie Fest we Wrocławiu. W Szczecinie zrobili Szczecin Rock Festival – było fajnie (z zagranicznych kapel Kaiser Chiefs, Limp Bizkit, Cornell i Manic Street Preachers) ale tylko jednorazowo… Doszli do wniosku, że szkoda kasy… Swoją drogą w tym roku i tak wygrywają te ich stołeczne juwenalia czy ursynalia ze Slayerem, Limp Bizkit, Mastodonem itp. Masakra:) A w Szczecinie na juwe znów pewnie to co roku… Przynajmniej nie jest żal, że już się nie jest studentem:)

  2. Wiesz, we Wrocławiu na juwe zwykla gra Kult albo Kazik w mutacjach wszelakich… Nie to żebym narzekał, bo lubię, zwłaszcza Kult. Co do koncertu KJ na Woodstocku – wstyd przyznać – przespałem, obudziłem się na końcówkę koncertu. Na swoją obronę mam tylko to… właściwie to nic nie mam.

    1. Juwenalia? Wszyscy już o tym zapomnieli, teraz tłumy walą ma majówkę. Widziałem plakat, hmm, Strachy, KNŻ, Kult, Coma, Brodka, chyba Nosowska, Acid Drinkers…, misz masz niesamowity, bez ładu i składu, do tego rozłożone na 3 dni.

    1. Jeszcze raz: Killing Joke (…) w świetnej formie (…) od ponad 20 lat. W 1990 roku ukazał się “Extremities…” i od tego czasu liczę świetną formę – 7 genialnych krążków na 7 nagranych. Wcześniejsze “Brighter…” i “Outside The Gate” nie są złe ale poziomem odstają wyraźnie od reszty dyskografii KJ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *