Często mówi się, że lato to sezon ogórkowy w wielu dziedzinach: sporcie, kinie, muzyce. Rok 2024 zdaje się zaprzeczać tej tezie ponieważ po piłkarskim Euro (które zakończyło się jeszcze wiosną) nadeszły Igrzyska. W świecie filmowym również jest ciekawie. A muzycznie?
Ekipa Szwedów z Greenleaf chyba nie chciała za bardzo ryzykować ale jednocześnie trochę igrała z ogniem wypuszczając nowy album w pierwszy dzień lata czyli 21 czerwca. Niby to już lato ale jednak w wielu krajach dopiero kończył się rok szkolny zatem wakacyjne szaleństwo nie zdążyło się rozpocząć na dobre zatem można było znaleźć „5 minut” na posłuchanie co tam nowego przygotowali stonerowi wyjadacze.
Czas ten znaleźć było o tyle łatwiej, że przed premierą Greenleaf chyba wszystkim fanom zaostrzył apetyty trzema albumowymi zapowiedziami. „Breathe, Breathe Out”, „Avalanche” i „Different Horses” to kwintesencja stylu wypracowanego przez zespół na kilku poprzednich wydawnictwach. Nie odnajdziemy tu raczej żadnych nowości czy zmian stylu. Można by zatem pomyśleć, że „The Head & The Habit” będzie krążkiem wtórnym.
I tu spotykamy się z sytuacją z pewnego powiedzonka. „Jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie”. Faktycznie – w zapowiedziach ciężko doszukiwać się jakiejkolwiek innowacyjności czy istotnych zmian. Ale co z tego skoro Szwedzi mają niesamowitą umiejętność pisania świetnego materiału?
Każda z trzech albumowych zapowiedzi to rzecz bardzo prosta do zidentyfikowania przez fana stonera – styl Greenleaf jest bardzo charakterystyczny i łatwy do rozpoznania. Jednocześnie każda z tych zapowiedzi jest inna od siebie i niesamowicie przebojowa. Wszystkie te utwory bez problemu wpadną w ucho większości fanów gitarowego grania – i to pewnie już przy pierwszym przesłuchaniu.
Ale „The Head & The Habit” przynosi nam łącznie 9 nowych kompozycji. Co zatem z pozostałą szóstką? Tutaj jednak czuć lekki powiew świeżości za sprawą dwóch najkrótszych utworów: „Obsidian Grin” i „An Alabastrine Smile”, w których znajduje się olbrzymie pole popisu dla Arvida Hällagårda. Wokalista w czasie koncertów niejednokrotnie pokazał, że jego zainteresowania muzyczne sięgają daleko poza stonerowe granice. Kilka lat temu mogli się o tym przekonać uczestnicy Red Smoke Festival gdzie na zakończenie Arvid a capella zaśpiewał „What A Wanderful World” i jeszcze kilka innych fragmentów klasyków. „Obsidian Grin” i „An Alabastrine Smile” są właśnie ukłonem w stronę lżejszych brzmień – bardzo udanym ukłonem.
Pozostałe cztery utwory to już rasowy Greenleaf z kolejnymi bardzo przebojowymi „The Sirens Sound” i „A Wolf In My Mind”. Warto zwrócić też uwagę na chyba najdłuższy w dotychczasowej dyskografii „The Tricking Tree”. W czasie przekraczającym 8 minut dzieje się tu naprawdę wiele i nie ma ani sekundy na nudę.
Ta nie występuje praktycznie w ogóle przez prawie 43 minuty trwania „The Head & The Habit”. Wszystko to sprawia, że album jest kolejną doskonałą pozycją w dyskografii Greenleaf i murowanym kandydatem do gitarowych podsumowań 2024 roku. Jedynym minusem tego wydawnictwa jest jego fizyczna strona – wydanie CD w eco-booku bez jakiejkolwiek wkładki powinno być karalne…