Furia, Morowe, Mgła, Odraza, Licho, Kły, Gorycz. Brakuje jeszcze tylko Chandry, Gehenny i Marazmu aby stworzyć idealny opis szczecińskiej zimy. Jednak gdy skreślimy “braki” to na liście otrzymamy spis polskich zespołów obracających się wokół sceny black metalowej. Jakiś czas temu przy okazji jednej z kolejnych premier spotkałem się z krytycznym komentarzem, którego autor zarzucał, że pojawia się kolejny taki sam projekt tylko z inną nazwą. Twórca tej wypowiedzi chyba nie zdawał sobie sprawy jak bardzo krzywdząca jest to opinia.
Sam komentarz mógłby sugerować, że muzycy korzystają ze studenckiej metody “Copy’ego-Paste’a” i tworzą praktycznie to samo, tyle że pod różnymi szyldami. Nic bardziej mylnego. Wystarczy krótka muzyczna podróż przez wymienione na początku zespoły aby przekonać się, że grają one w zupełnie innych ligach, innych dyscyplinach. Co ciekawe – każdej z tych ekip udało się uformować swój charakterystyczny styl, dzięki któremu Kły czy Furię można poznać już po kilkunastu sekundach wybranego losowo utworu.
Po Gorycz sięgnąłem trochę przypadkowo po otrzymaniu maila z opcją przedpremierowego odsłuchu udostępnionego przez Pagan Records. Nie ukrywam, że wytwórnia ta jest dla mnie synonimem jakości zatem praktycznie od razu odpaliłem “Kamienie”. No i zaskoczyło już za pierwszym razem. Dlaczego? Ponieważ Goryczy udało się znaleźć kolejną muzyczną lukę dzięki czemu “Kamienie” nie brzmią jak kopia albumów np. Odrazy ale jak coś zupełnie innego, z dużą ilością świeżych elementów.
Gorycz krąży po rejonach “post”: wychodząc z post blacku śmiało czerpie z post metalu a nawet post rocka. W efekcie otrzymujemy album nie hermetyczny i skondensowany ale dający dużo przestrzeni i oddechu słuchaczowi. Do black metalu głównie nawiązuje tu wokal, reszta krąży zdecydowanie wyraźniej w pozostałych dwóch gatunkach. I robi to w naprawdę wciągający sposób.
Spośród 9 utworów znajdujących się na “Kamieniach” trudno wytypować jednego muzycznego faworyta. Bo np. z jednej strony uwagę przykuwa bardzo dynamiczny początek z “Na Czerwono Odpłyną Łzy” ale z drugiej podobne wrażenie robi “Matka”. Co ważne – album jest bardzo dobrze wyprodukowany z wyraźnie wyeksponowanym basem, który też wielokrotnie przykuwa uwagę.
Tak jak pod kątem muzycznym nie ma zdecydowanych faworytów tak w warstwie tekstowej zwycięzca może być tylko jeden. “Znoszone Dłonie” poruszają. Dawno nie spotkałem się z tekstem, który w tak mocny sposób wywoływałby emocje i zmuszał do refleksji. A co z resztą? Fani gatunku bez problemu się tu odnajdą. Reszta będzie miała używanie w kontekście grafomanii (no bo przecież Nihil czy ekipa Kłów to true-grafomanii a tu jest podobnie;) co jest śmieszne w kontekście muzyki popularnej, która w dużej części przypadków nie ma do zaoferowania totalnie NIC.
Na “Kamieniach” warstwa tekstowa idealnie komponuje się z muzyką tworząc pewien kontrast ponieważ stosunkowo lekkie dźwięki doprawione są tu blackowym wokalem (zdarzają się też czyste partie, które wypadają bardzo dobrze!) i specyficznymi tekstami. W teorii sugeruje to twór ciężkostrawny co absolutnie nie pokrywa się z praktyką bo przebrnięcie przez “Kamienie” nie jest jakimś trudnym wyzwaniem tylko raczej przyjemnością ponieważ muzycy Goryczy nagrali naprawdę interesujący i na swój sposób świeży materiał. Obyśmy tylko na jego następcę nie musieli czekać tak długo jak na “Kamienie” po debiucie.
Ależ jest Gehenna grająca black metal – tyle, że w Norwegii 😉