Dwa lata temu uczestniczyłem w jednym z najlepszych festiwali w swoim życiu. Na Red Smoke Fest do Pleszewa jechałem w zasadzie na dwa koncerty: Colour Haze i Greenleaf. Skończyło się praktycznie pełną listą “zaliczonych” występów i poznaniem tak świetnych ekip jak Ecstatic Vision, Mars Red Sky czy Takeshi’s Cashew. Dużo działo się też na Camp Stage gdzie odbyło się kilka koncertów, które zasługiwały na główną scenę. Poza Smokes Of Krakatau, który w tamtym roku dopiero “raczkował”, wystąpili również Uranus Space Club, Wyatt E. i właśnie Five The Hierophant.
Szczególnie te dwa ostatnie zaintrygowały mnie na tyle, że krótko po festiwalu ich płyty leżały już u mnie na półce – na RSF ekspresowo się wyprzedały. Poza nimi regał zasiliło jeszcze kilkanaście innych pozycji. Do większości z nich wracam sukcesywnie.
Wyatt E. i Five The Hierophant przykuły moją uwagę bardzo niestandardowym i oryginalnym podejściem do muzyki oraz tym, że pośród innych ekip wyglądali tak jakby na festiwal załapali się bo akurat przechodzili obok pleszewskiego amfiteatru (chociaż i tak główną nagrodę w tym zestawieniu zgarniają wariaci z Takeshi’s Cashew).
Londyńczycy z Five The Hierophant tworzą muzykę instrumentalną z pogranicza awangardowego metalu, z elementami post czy progressive. Wszystko to podlane jest dużą dawką dark jazzu, drone i innych eksperymentów. Ich twórczość można porównać do polskiego Merkabah chociaż jest to dość luźne porównanie ponieważ Polacy “siedzą” głównie w avant-progu czy brutal progu natomiast FTH to jednak rock/metal z dużą porcją innych gatunków.
Wydany kilka dni temu “Apeiron” jest trzecim albumem w dotychczasowej dyskografii projektu i jednocześnie materiałem, który zdecydowanie zasługuje na uwagę. Nie przynosi on raczej rewolucji stylistycznej w stosunku do dwóch poprzednich wydawnictw. Jest to raczej ewolucja i szlifowanie stylu, w którym zespół coraz lepiej się odnajduje.
W muzyce nadal dominuje rock/metal, jednak coraz większą rolę odgrywa tu saksofon. Początkowo wydaje się on być tylko dodatkiem dla gitar. Jednak po jakimś czasie zdajemy sobie sprawę z tego, że to właśnie te rockowo-metalowe dźwięki są tłem dla saksofonu, który niespiesznie snuje swoją opowieść chociażby w świetnym “Moon Over Ziggurat” czy otwierającym album utworze tytułowym.
Saksofon przejmuje tu rolę wokalu ponieważ tego w ogóle nie usłyszymy na krążku, nawet w wersji samplowanej. W zamian za to Five The Hierophant sięga po tak egzotyczne instrumenty jak: rogi, trąbki, gongi, dzwonki, skrzypce, shakery do czaszek czy bębny rytualne. Urozmaicają one i tak bardzo bogatą muzykę serwowaną nam przez Londyńczyków.
Osobny temat urozmaicania to duet “Tower Of Silence”, który jest przedstawicielem sceny drone. Szczególnie pierwsza część przykuwa uwagę i jest świetnym przerywnikiem pomiędzy “utworami właściwymi”. Podkręca również postapokaliptyczną atmosferę, która towarzyszy nam przez większość czasu trwania albumu.
“Apeiron” trwa prawie 48 minut. W przypadku muzyki instrumentalnej sztuką jest stworzyć materiał, który przy takim czasie trwania nawet przez chwilę nie nuży tylko raczej intryguje i zachęca do chłonięcia kolejnych dźwięków, po których zakończeniu od razu ma się ochotę ponownie wcisnąć <PLAY>. Ekipie Five The Hierophant się to udało – “Apeiron” jest jednym z ciekawszych wydawnictw sceny rock/metal wydanych w tym roku.