Wydany 3 lata temu “Reflections Of A Floating World” był bez wątpienia jednym z najlepszych albumów wydanych w 2017 roku. Został on doceniony przez prasę i serwisy branżowe, znalazł się również na 40 miejscu podsumowania rocznego RateYourMusic. Ze względu na specyficzny gatunek muzyczny można to uznać za spory sukces.
Również z tego samego względu trudno ekipę z Fairhaven jednoznacznie zaszufladkować. Na swoim regularnym debiucie z 2009 roku prezentowali stoner-doom metal nawiązujący do klasyki gatunku spod szyldu Kyuss czy Sleep. Odnaleźć tu można było sporo nawiązań do absolutnych prekursorów ciężkiego grania czyli np. Black Sabbath. Kolejne krążki przynosiły coraz wyraźniejsze złagodzenie brzmienia na rzecz budowania klimatu. Ostatecznie do “Reflections Of A Floating World” można by przyczepić etykietę: psychodeliczny, progresywny rock z elementami stonerowymi.
Na “Omens” zespół nadal wyraźnie ewoluuje i jeszcze bardziej łagodzi brzmienie. Elementów metalowych praktycznie tu nie odnajdziemy. Zostały one zastąpione jeszcze wyraźniejszą wielowątkowością i budowaniem atmosfery. Dzięki temu 55 minut, które spędzimy z “Omens” mija wyjątkowo szybko i przyjemnie. Jest to o tyle ciekawe, że na album składa się tylko 5 utworów i tylko jeden z nich ma mniej niż 10 minut.
Pod koniec lutego zespół zaprezentował “Embers”. Muzycznie utwór ten przekonał mnie już przy pierwszym przesłuchaniu. Mamy tu do czynienia z kontynuacją kierunku obranego na “Reflections…”. “Embers” jest na prawdę rozbudowany i wielowątkowy. Cięższe fragmenty przeplatają się tu z delikatnymi muzycznymi pejzażami. Wszystko to skonstruowane jest tak, że nie wiadomo kiedy mija te prawie 11 minut spędzonych z utworem. Jednak jest tu jeden haczyk.
Wspomniałem o tym, że utwór przekonał mnie muzycznie już za pierwszym razem. Jednak w ślad za tym nie poszedł wokal. Na “Lore” czy też “Reflections…” Nicholas DiSalvo brzmiał bardziej dojrzale i przede wszystkim jego wokal był bardziej schowany pośród dźwięków – stanowił tylko dodatek do muzyki. W “Embers” jego wokal jest wysunięty zdecydowanie bardziej do przodu i brzmi zdecydowanie “młodziej” niż wcześniej. Początkowo ciężko się do tego przyzwyczaić – zwłaszcza, że na “Omens” DiSalvo ma chyba największe pole do popisu w dotychczasowej dyskografii.
Czytając recenzje nowego albumu w Internecie można zauważyć, że wokal jest wielokrotnie uznawany za jego największą bolączkę. Niestety w tym temacie nic już nie zrobimy. Pozostaje nam oswoić się z nim lub odłożyć “Omens” na półkę. Ja przekonałem się po kilku dniach od premiery i nawet jeśli nadal uważam, że nie jest on idealny to muzyka zaprezentowana na krążku w pełni rekompensuje wokalne niedogodności. Chociaż nie będę ukrywał, że z chęcią posłuchałbym również instrumentalnej wersji “Omens”;) Tak z czystej ciekawości.
Do takiego odsłuchu nie byłby potrzebny zamykający album “One Light Retreating”, który brzmi jak zagubiony utwór z “Reflections…”. I nie chodzi tu tylko o klimat ale przede wszystkim produkcję gdzie DiSalvo wydaje się być bardziej ukryty pośród dźwięków. Jednak może to być złudne wrażenie ze względu na to, że “One Light Retreating” jest najcięższym fragmentem “Omens”. Pod wyraźne nawiązania do poprzedniego albumu można też podciągnąć spore fragmenty otwierającego album utworu tytułowego.
Po drugiej stronie barykady stoi najspokojniejszy “Halcyon” z po prostu pięknym, delikatnym wstępem. W dalszej części utwór subtelnie przyspiesza oraz podkręca ciężar ale nadal utwór ten daje nam chwilę na zadumę. W zasadzie trudno tu mówić o chwili ze względu na to, że “Halcyon” trwa prawie 13 minut przez co jest najdłuższym utworem na “Omens”. Krążek uzupełnia podwójny rekordzista – “In Procession”. Jest to najkrótszy i jednocześnie najżywszy fragment albumu.
Zatem jak podsumować “Omens” jako całość? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Osoby, które nie będą w stanie przekonać się do głosu DiSalvo prawdopodobnie po pierwszym przesłuchaniu (lub w jego trakcie) wyłączą album i już do niego nie wrócą. Jednak reszta odnajdzie tu na prawdę bardzo dużo świetnych momentów, które sprawią, że do nowego materiału nagranego przez ekipę z Fairhaven będzie się wracać wielokrotnie. Po kilku tygodniach od premiery jestem w stanie śmiało stwierdzić, że “Omens” to jeden z najlepszych albumów nagranych do tej pory w 2020 roku. Gorąco polecam!