Mój etap fascynacji hip hopem przypadł na okolice przełomu wieku kiedy to ekipa Cypress Hill najlepsze lata miała już za sobą. I tak jak wydany w 2000 roku “Skull & Bones” przynosił jeszcze sporo dobrej muzyki i powiew świeżości w postaci “kościstego dysku”, tak dalej było już zdecydowanie gorzej. “Stoned Riders” był nijaki i praktycznie całkowicie zatracił ducha zespołu, “Till Death…” prezentował się jeszcze słabiej. Szczytem marazmu był wydany w 2010 roku przekombinowany “Rise Up” z gościnnym udziałem milionów artystów, po którym nastąpiła długa cisza.
Nigdy nie uważałem się za fana Cypressów ale jednak spędziłem z nimi dużo czasu zatem pewien sentyment po starych czasach pozostał i sporadycznie wracam do pierwszych 5 albumów. Pogodziłem się również (całkowicie bez problemu) z tym, że to już prawdopodobnie koniec i nic nowego/dobrego od Cypress Hill nie usłyszymy. Zatem dużą niespodzianką była dla mnie informacja o tym, że po 8 latach przerwy pojawi się nowy materiał.
Niewielki apetyt po części podsyciły zapowiedzi albumu. “Band Of Gypsies” jest utworem naprawdę solidnym i ma w sobie coś z ducha sprzed ponad 20 lat. Druga zapowiedź szokuje. “Muggs Is Dead” nie da się opisać – tego utworu trzeba posłuchać. Swoją drogą wypuszczenie tego utworu jako promo “Elephants On Acid” było bardzo odważnym ruchem. W “Crazy” wróciliśmy już na właściwe tory. Utwór jest zbliżony do klimatu już po wkroczeniu w nowe millenium jednak wypada zdecydowanie lepiej niż przykładowo “What’s Your Name?”, który swego czasu był mocno promowany. Czwarta zapowiedź – “Locos” to już typowo lata 90te. Przedpremierowe utwory wypadły solidnie zatem mogliśmy liczyć na dobry album. Ale czy taki otrzymaliśmy?
Pierwsze co rzuca się w oczy w przypadku “Elephants On Acid” to ilość utworów. Zespół “poczęstował” słuchaczy aż 21 nowymi kompozycjami. Dużo, nie? Jednak 7 z nich to krótkie, instrumentalne przerywniki trwające średnio po kilkadziesiąt sekund. Czy są tu potrzebne? Niekoniecznie jednak nie przeszkadzają w odbiorze całego albumu. A ten, co może lekko zaskakiwać, jest pozytywny.
Ekipie Cypress Hill udało się nagrać bardzo solidne wydawnictwo, które może i do zespołowego kanonu nie wejdzie, ale nie powoduje u słuchacza takiego rozczarowania jakie wzbudzał “Rise Up”. Muggsowi udało się obudzić w podkładach ducha sprzed ćwierć wieku czyli coś czego tak brakowało na poprzednim wydawnictwie. “Słonie…” są gęste, ciężkie, psychodeliczne, zadymione. Niektóre fragmenty albumu brzmią jak zagubione utwory z lat 93-98. “Put Em In The Ground” powoduje duży uśmiech na twarzy, podobnie jest z “Warlord” i “Pass The Knife” – stary dobry Cypress Hill wrócił.
Pozytywne emocje wzbudza nawet banalny “Oh Na Na”, który przypomina mi “Dr. Greenthumb” chociaż to raczej luźne skojarzenie. A tych na “Elephants On Acid” jest zdecydowanie więcej. Fakt faktem – nie jest to wybitne wydawnictwo, nie jest to nawet TOP 5 zespołu. Z pewnością jest to jednak udany powrót po ponad 15 latach marazmu. Powrót na tyle udany, że musiałem przeprosić się z zespołem, który skreśliłem już wiele lat temu. W tegorocznych podsumowaniach Cypress Hill raczej nigdzie nie zobaczymy ale osoby, które na przestrzeni lat miały coś wspólnego z tym zespołem z pewnością się nie zawiodą.