Niespełna półtora roku po wydaniu „A Dawn To Fear” – jednego z najjaśniejszych punktów w dyskografii Cult Of Luna – zespół uraczył swoich fanów EPką. I to EPką nie byle jaką bo trwającą prawie 40 minut. W przypadku wielu artystów przy takim czasie trwania spokojnie można mówić o pełnoprawnym albumie. Jednak w przypadku Szwedów brakowałoby do niego co najmniej kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu minut.
„The Raging River” przynosi 5 nowych utworów, które już od pierwszych dźwięków otwierającego album „Three Bridges” wyraźnie dają znać z jakim zespołem mamy do czynienia. Jednak już przy pierwszym przesłuchaniu można wyczuć również, że „The Raging River” to klimat dość wyraźnie odbiegający od „A Dawn To Fear”. Nie ma tu miejsca na aż takie rozbudowanie, wielowątkowość i zabawę atmosferą.
Tegoroczny mini album jest wydawnictwem zdecydowanie bardziej hermetycznym i zwięzłym, w którym bez większych problemów odnajdziemy nawiązania do debiutu, „The Beyond” oraz te najbardziej wyraźne – do „Vertikal”. Praktycznie jedynym „udziwnieniem” i momentem dającym słuchaczowi chwilę wytchnienia jest tu „Inside Of A Dream” z gościnnym udziałem Marka Lanegana za mikrofonem. Jako wielki fan artysty oraz twórczości Szwedów, właśnie ich kooperacji wyczekiwałem najbardziej.
Pompując do absurdalnych rozmiarów balonik oczekiwań chyba zrobiłem temu utworowi krzywdę ponieważ przy pierwszym kontakcie zwyczajnie mnie zawiódł: muzycznie całkowitym brakiem zespołowego klimatu oraz wokalnie przedstawiając Lanegana w formie bardzo dalekiej od szczytu jego możliwości. Dziś – po kilkunastu przesłuchaniach „The Raging River” mam nadal mam bardzo mieszane uczucia i poczucie niewykorzystanego potencjału tej kooperacji.
Na szczęście mój niedosyt trwa niespełna 3,5 minuty i jest w pełni zrekompensowany 4 pozostałymi utworami, z których wyróżnia się „I Remember” – utwór najbardziej zróżnicowany i kilkuwątkowy. Po przeciwnej stronie stoi najdłuższy na trackliście „Wave After Wave” – rzecz snująca się powoli i sennie przez ponad 12 minut. Dla fanów zespołu będzie to z pewnością ciekawe zakończenie albumu, dla pozostałych może to być rzecz ciężka do przebrnięcia.
I tak jest właściwie z całym „The Raging River”, który bez większych problemów powinien zaspokoić oczekiwania większości fanów. Jednocześnie raczej nowych zespołowi nie przysporzy ze względu na to, że nie jest to materiał na tyle wybitny czy przełomowy jak chociażby “Salvation”, “Somewhere Along The Highway” czy “Eternal Kingdom” tylko bardzo dobre mini-wydawnictwo uzupełniające całkiem bogatą dyskografię Cult Of Luna.