Trochę niespodziewanie – bez większych zapowiedzi nowym materiałem uraczyła swoich fanów niemiecka legenda grania stonerowego i psychodelicznego. W lipcu tego roku miałem okazję zobaczyć Colour Haze na żywo na festiwalu Red Smoke w Pleszewie. Mimo upływu czasu i prawie 30 lat na scenie Niemcy dalej prezentują się świetnie i stanowili jeden z najjaśniejszych punktów imprezy. W tym czasie nie było jeszcze mowy o nowym wydawnictwie, które w połowie września po prostu pojawiło się w serwisie YouTube. Na streaming i fizyczną wersję albumu musieliśmy czekać trochę dłużej. Czy było warto?
„Sacred” przynosi 7 nowych utworów trwających w sumie 42 minuty. Album zaczyna się wręcz sielankowo. Początek „Turquoise” sprawdziłby się idealnie jako soundtrack do hamakowego wypoczynku z książką w ręku w niedzielne popołudnie. Dopiero sporo po połowie utworu zespół lekko podkręca tempo i ciężar i robi się typowo „colourhaze’owo”. „Turquoise” płynnie przechodzi w „Goldmine”, który jest już wzorcowym przedstawicielem stylu wypracowanego przez Niemców na przestrzeni lat.
Ciekawie robi się w najdłuższym na krążku „Ideologigi” gdzie w 9 minutach muzycy umieścili kilka wątków pchając tym samym utwór w klimaty progresywne. Zdecydowanie inną – prostszą odsłonę grania Colour Haze prezentuje w „Avatar”. Po stosunkowo długim wstępie utwór zaczyna bardzo fajnie bujać i swoją przebojowością sprawia, że wpada w ucho już przy pierwszym przesłuchaniu. Zupełnie inaczej sytuacja prezentuje się w przypadku „Degrees”, który jest bardzo specyficznym eksperymentem, który może spotkać się ze sporym niezrozumieniem. Chociaż wręcz metalowa końcówka robi wrażenie.
Jeszcze większe robi „See The Fools”, który bez dwóch zdań można uznać za jeden z najlepszych utworów zespołu nagranych w ostatnich latach. Krążek zamyka bardzo żywiołowy i energiczny „In All You Are”, po którego ostatnich dźwiękach słuchaczowi może towarzyszyć uczucie względnej sytości czyli najedliśmy się na tyle by głód został zaspokojony ale zostało jeszcze trochę miejsca na deser.
W kilku recenzjach w Internecie można spotkać się z opinią, że „Sacred” nie jest albumem do końca udanym ponieważ jest wtórny i brakuje na nim tej nutki szaleństwa. Opinie te są o tyle dziwne, że trudno odkrywać gatunek na nowo, zwłaszcza gdy miało się spory wkład w jego budowę. Dla zwykłego odbiorcy nowy Colour Haze będzie ponad 40minutową przygodą z bardzo fajnym gitarowym graniem daleko wykraczającym poza etykietę „stoner”.