Kiedyś nie lubiłem Blood Mountain. Patrzyłem na tę płytę z perspektywy Leviathana. I to był mój błąd bo przecież każda ich płyta jest inna, unikatowa. Zmieniłem podejście i od razu zmianie uległa też ocena płyty. Po kilkunastu przesłuchaniach bez leviathanowych uprzedzeń stawiam ją tuż za poprzednikiem. Do Blood Mountain mam tylko jeden zarzut. Nazywa się “Bladecatcher”. Sam w sobie ten potworek nie jest jeszcze tak wybitnie zły ale ma fragmenty a’la “skreczowane”(?), które są po prostu paskudne, przez nie za każdym razem omijam cały utwór. Nie wiem po co zespół umieścił go na płycie, nic ciekawego do albumu nie wnosi a z tego co czytałem to nie tylko mojej skromnej osobie przeszkadza i psuje opinię całościową. A ta i tak jest bardzo wysoka. Czytaj dalej Mastodon – Blood Mountain
Archiwum kategorii: Muzyczny
Killing Joke – What’s THIS For…!
What’s THIS For…! jest bezpośrednią kontynuacją tego co mogliśmy usłyszeć na debiutanckim albumie Killing Joke czyli nadal mamy do czynienia z “soundtrackiem do apokalipsy”. Nie pamiętam już teraz dokładnie gdzie przeczytałem takie stwierdzenie ale jest ono w 100% prawdziwe. Album ten można by puścić bez obaw w dzień kiedy to świat się skończy. A żeby nie odbiegać za bardzo w te klimaty to przykład nam bliższy – instrumentalnie ten album (i poprzednika) widziałbym np. w grach typu Fallout czy Stalker. W post apokaliptycznym klimacie te dźwięki świetnie by się sprawdzały. No ale się rozmarzyłem – wracamy do płyty. A ta od samego początku miażdży. Na starcie umieszczone zostały 3 killery, moim zdaniem najlepsze utwory z tego albumu: “The Fall Of Because” oparty w większości na jednym, monotonnym riffie; “Tension” – najbardziej melodyjny i najłatwiej przyswajalny moment albumu; “Unspeakable” – to już jest totalne mistrzostwo świata. Czytaj dalej Killing Joke – What’s THIS For…!
Biohazard – Reborn In Defiance
Dawno, dawno temu kiedy to w MTV można jeszcze było posłuchać muzyki, istniał w owej stacji blok tematyczny z muzyką ciężką. Było to jakoś lekko po 2000 roku (czyli jakby się uprzeć – nie tak dawno), skacząc po kanałach trafiłem na niego, akurat leciał “Would?” Alice In Chains, później puścili “Shades Of Grey” i niedługo po nim “Punishment” Biohazarda. W ten sposób poznałem kapelę i rozpoczęła się moja kilkuletnia przygoda z ich muzyką. Był taki okres, że te klimaty kręciły mnie nieziemsko. Akurat ukazał się “Uncivilization”, człowiek słuchał tego i słuchał. Później fascynacja lekko przygasła, w 2003 roku ukazał się “Kill Or Be Killed”, który zasadniczo różni się od wcześniejszych dokonań grupy i serwuje nam muzykę totalną. Czytaj dalej Biohazard – Reborn In Defiance
Kazik – Melassa
Pierwsze co rzuca się w oczy to turpistyczna okładka. Mam w domu ponad 500 płyt, kojarzę okładki kolejnych kilku tysięcy i ta ma zdecydowanie najbrzydszą poligrafię (w moim rankingu nie uwzględniam Cannibal Corpse – oni są poza wszelką kolejnością). No ale ja się nie znam i pewnie tak miało być. Poza tym “you can’t judge book by looking at the cover”. Więc czas przejść do tego co mamy w środku czyli do krążka. I tu kolejny zonk bo co do niego też mam mieszane uczucia. Melassa jest składowo kontynuacją 12 Groszy, czyli tu też mamy stylistyczny burdel bez ładu i składu, jedno przeplata się z drugim, trzecie z czwartym itd. plus do tego bardzo fajny początek albumu – intro połączone z kawałkiem tytułowym (“zespół nazywa się Melassa i powstał dziś rano”:). Czytaj dalej Kazik – Melassa
Pearl Jam – Backspacer
Na Backspacera, podobnie jak kilka poprzednich płyt zespołu, można patrzeć z dwóch perspektyw: samej muzyki – i tu album wypada dobrze, jak i zespołowej “spuścizny” oraz wpływu na grunge – i tu jest już zdecydowanie gorzej. Najpierw ta jaśniejsza strona: 11 utworów, praktycznie wszystkie wpadają w ucho. Ale jest jedno zastrzeżenie: album jest za krótki. Od poprzednika minęły 3 lata – nie można było spłodzić więcej materiału? Wracamy do tematu: praktycznie wszystkie kawałki są łatwo przyswajalne, lekkie, łatwe i przyjemne, wprost do radia. Grzecznie tu, przeważnie spokojnie, czasami słodko, wręcz coldplayowo. No i fajnie ale… Ale ten album nagrał jeden z filarów grunge a nie Chris Martin ze swoją świtą!!! I tu przechodzimy do ciemnej strony mocy. Czytaj dalej Pearl Jam – Backspacer
Kazik – 12 Groszy
Czy jest ktoś kto nie chciał zadać Kazikowi pytania: “Jak powstają twoje teksty”?:) Ach co to jest za album. Totalny muzyczny burdel. Od rocka po zapędy hip hopowe. Totalny tekstowy burdel. O wszystkim i o niczym. Chaos kompletny, momenty ambitne jak i takie, którym do ambicji daleko. Ale nie wywołują one zażenowania, raczej uśmiech na twarzy. 15 lat po premierze nic się nie zmieniło, słuchając 12 Groszy nadal zamiast irytacji w niektórych momentach mam cały czas banana od ucha do ucha i dziesiątki wspomnień w jakiś sposób związanych z tym wydawnictwem. W 1997 roku album Kazika narobił dużego zamieszania – wszyscy chodzili i nucili sobie refren utworu tytułowego pod nosem, człowiek miał akurat 12 lat, znał tekst na pamięć, nie wiedział za bardzo o co chodzi w niektórych miejscach ale to się nie liczyło. Czytaj dalej Kazik – 12 Groszy
Kult – Tata Kazika
W Białej Księdze Kultu Kazik wspomina, że nie do końca był przekonany czy ta płyta powinna ujrzeć światło dzienne. Dobrze, że stało się jak się stało i dziś, prawie 20 lat po premierze wydawnictwa, możemy cieszyć uszy twórczością taty Kazika – Stanisława. A twórczość ta jest wyjątkowa, piękna a zarazem w większości smutna i przygnębiająca. Czuć, że szczęśliwy człowiek tego nie napisał (no i jest tego potwierdzenie we wspomnieniach w Białej Księdze). Najbardziej znanym utworem z tego albumu jest bez wątpienia “Baranek” a właściwie jego refren. Ze znajomością zwrotek jest już gorzej:) Na drugim miejscu “Celina”, którą akurat zdecydowanie wolę w wersji szybszej z repertuaru KNŻ. Ta z Taty jest wolna, rozciągnięta do granic. W sumie pasuje do klimatu całego albumu: początek ubiegłego wieku, późny wieczór, zadymiona knajpa, szemrane towarzystwo, podpity grajek/muzyk itp. Czytaj dalej Kult – Tata Kazika
Dezerter – Ziemia Jest Płaska
Zdecydowanie moja ulubiona płyta Dezertera. Zarówno pod względem muzycznym jak i tekstowym. Bezprecedensowa, agresywna, dynamiczna. Po jej przesłuchaniu człowiek czuje się zmęczony. I o to właśnie chodzi. Dezerter nie ma koić zmysłów, uspokajać, relaksować. Ma drażnić, denerwować, zmuszać do myślenia. I taki właśnie jest ten album. Kiedyś jeden znajomy stwierdził, że Dezerter czuł misję tylko na pierwszych albumach, a później Matera z ekipą się spalił i nie mają już nic ciekawego do zaoferowania i przekazania a ich twórczość to takie pitu pitu. Nawet nie chciało mi się dyskutować na ten temat bo jeśli ktoś nie widzi tutaj żadnego przesłania, żadnej wartości, żadnego punktu nad którym warto byłoby się zastanowić to nie warto z nim o tym gadać i się denerwować:) Czytaj dalej Dezerter – Ziemia Jest Płaska
Nosowska – Milena
Kasia Nosowska jest fajną artystką – w przeciwieństwie do np. (w ostatnich latach) Kazika odpalając płytę od razu wiemy, że jest to Kasia solo a nie Hey. Szczególnie dotyczy to pierwszych trzech wydawnictw: Puk Puk, Sushi i właśnie Mileny. Jakby się uprzeć na chama to na Unisexblues i 8 można odnaleźć jakieś podobieństwa do jej formacji macierzystej, zwłaszcza z czasów Echosystemu czy MURP. No ale dziś nie o tym tylko o Milenie. Jest to płyta kojarząca mi się z deszczową nocą w samochodzie na miejskich drogach. Szczególnie klimat ten czuję w sennych, powolnych utworach typu “Słuchaj” czy też “Czego Tu Się Bać?”. Po trip hopowym Puk Puk Nosowska poszerzyła repertuar o elementy dnb i głównie na tych dwóch gatunkach opiera się cały album. Rocka tu nie odnajdziemy, królują klimaty elektroniczne. Czytaj dalej Nosowska – Milena
Killing Joke – Night Time
Ktoś kto rozpoczął przygodę z Killing Joke od płytek nowszych na pewno zdziwi się słuchając “Night Time”. A dlaczego? Bo industrialu tu nie znajdziemy, nie ma tu ciężaru, nie ma nawet charakterystycznego “wydzieru” Colemana. A co jest? Prawie 40 minut genialnej nowej fali, najbardziej znany przebój w dorobku grupy – “Love Like Blood” oraz riff w “Eighties”, który później pożyczyła sobie Nirvana w “Come As You Are”. Albo i nie pożyczyła – różne są zdania na ten temat. Faktem jest to, że KJ oskarżył Cobaina i spółkę o plagiat, później Kurt wylogował się z tego świata i Coleman Nirvanie odpuścił. A same riffy są do siebie co najmniej bardzo podobne. Wracając do Night Time – jest to jedna z pierwszych płyt KJ, które poznałem. Czytaj dalej Killing Joke – Night Time