7 utworów = 50 minut muzyki = najbardziej przekombinowany album w historii Mastodona. I niby wszystko jest ok. Całkiem fajnie się tego słucha, bez zmęczenia, dużo tu fajnych momentów. Ale krążek się kończy i człowiekowi nie pozostaje z niego w pamięci praktycznie nic. Tak jak w przypadku wcześniejszych wydawnictw (no i od biedy późniejszego The Huntera) już w czasie pierwszego przesłuchania coś wpadało w ucho, coś innego nie bardzo i ogólnie byłem w stanie mniej więcej zidentyfikować kawałki po tytułach tak po Crack The Skye nie miałem żadnych odczuć. Po kilkudziesięciu odsłuchach krążek ten nadal jest mi obojętny i mam problemy z rozpoznaniem niektórych utworów. Nie mówię, że album jest zły bo nie jest. Czytaj dalej Mastodon – Crack The Skye
Archiwum kategorii: Muzyczny
Fear Factory – Demanufacture
Nie mogę sobie przypomnieć w jakich okolicznościach rozpoczęła się moja przygoda z FF, co mnie nakierowało na ten zespół. Jedno jest pewne: zacząłem od Demanufacture i album kojarzy mi się z graniem w GTA: San Andreas czyli wychodziłoby na to, że poznałem ich w okolicach 2005 roku. Pierwsze przesłuchanie było dla mnie szokiem – taka miłość od pierwszego wejrzenia. Do dziś darzę Demanufacture największym sentymentem i uważam, że to najlepszy krążek w dorobku FF. Uwielbiam stąd praktycznie wszystko: od lekkiego covera „Dog Day Sunrise” po hardcory typu „Flashpoint” czy „New Breed”. Już otwarcie albumu w postaci utworu tytułowego daje słuchaczowi solidnego kopa, którego co chwilę powtarza w dalszej części krążka. Czytaj dalej Fear Factory – Demanufacture
Dido – No Angel
Dziś totalnie z innej beczki. Może będzie to mało męskie (czy coś:) ale przyznam się bez bicia – bardzo lubię ten album. Poznałem go, jak pewnie większość ludzi, na fali popularności utworu Eminema „Stan”. No ale utwór był, minął i sprawa przycichła. W okolicach 2000 roku słuchałem jeszcze systematycznie Szczecińskiej Listy Przebojów. Tam pojawiły się m.in. „Here With Me” (utwór ten na pierwszym miejscu był chyba ze 100 lat;) i „Hunter”. Utwory fajne ale były, minęły. Kilka lat później robiłem hurtowe zamówienie na amerykańskim ebayu. Znalazłem ten krążek w żenująco śmiesznej cenie bo chyba w okolicach 0,49$ (a wtedy kurs amerykańskiej waluty nie był tak wyśrubowany jak dziś). Czytaj dalej Dido – No Angel
Kylesa – Spiral Shadow
Podczas gdy Mastodon i Baroness wyszły z cienia i stały się na swój sposób popularne (szczególnie Mastodon w ostatnich latach, Baroness już troszkę mniej), Kylesa nadal pozostaje „w cieniu” i jest w miarę niszowa. Co nie zmienia faktu, że dla chcącego nic trudnego – poszukiwacze z pewnością w końcu trafią na kapelę, która powstała w 2001 roku w Savannah – amerykańskim zagłębiu sludge’a. Kylesa ma na koncie 5 albumów. Moja przygoda z zespołem zaczęła się parę miesięcy temu – podczas grzebania w serwisie Sputnik Music Kylesa „wyskoczyła” mi w zespołach grających podobnie do Baroness. Posłuchałem kilku utworów na yt no i nie ma co ukrywać – wpadło w ucho. Od kilku dni jestem szczęśliwym posiadaczem ich najnowszego dziecka z 2010 roku – Spiral Shadow. Czytaj dalej Kylesa – Spiral Shadow
Soulfly – Dark Ages
Wydając Prophecy Max przeniósł muzykę swojego zespołu na wyższy poziom. Na Dark Ages ta droga jest kontynuowana i mamy tu do czynienia z czymś o wiele bardziej ambitnym i ciekawszym niż miało to miejsce chociażby na soulfly’owej „trójce”. Krążek zaczyna się utworem tytułowym, który jest intrem płynnie przechodzącym w następny na płycie „Babylon” – kawałek bardzo chwytliwy (z tym swoim „on and on and on and on….”). Początek świetnie wprowadza słuchacza w to co znajduje się w dalszej części tego wydawnictwa. A mamy tu m.in. najbardziej wyróżniające się: „Carved Inside” (rzecz mega szybka, mająca w sobie to co w Soulfly’u najlepsze), „Arise Again” (sytuacja podobna jak w przypadku utworu wymienionego przed chwilą), Czytaj dalej Soulfly – Dark Ages
Kreator – Phantom Antichrist
Ostatnio przeczytałem fajną opinię na temat dzisiejszego thrashu. Chodziło mniej więcej o to, że zespoły mają 2 wyjścia: eksperymentować (łączyć thrash z death metalem, hardcorem, elektroniką albo jeszcze nie wiadomo czym, np. dubstepem;) lub rzeźbić dalej sprawdzone schematy. Konkursu na zgadnięcie, którą drogą podąża od dłuższego czasu Kreator chyba nie trzeba robić. Rewolucji tu nie znajdziemy, zresztą chyba nikt jej nie oczekiwał. Ja widzę tu natomiast rewelację bo krążka słucha się świetnie. Po różnych eksperymentach z Endoramą na czele Kreator na Violent Revolution powrócił na właściwe tory i dalej się ich trzyma. Przy czym nowemu krążkowi zdecydowanie bliżej do wspomnianego przed chwilą VR niż Hordes Of Chaos. Czytaj dalej Kreator – Phantom Antichrist
Fear Factory – The Industrialist
Pierwsza połowa 2012 roku z założenia miała być bardzo udana muzycznie. Jak do tej pory wszystko szło zgodnie z planem. Killing Joke i Overkill nagrali świetne płyty. Nadszedł czerwiec i przyszedł czas na Fear Factory i Kreatora. Nie ukrywam, że bardziej czekałem na nową Fabrykę bo do Kreatora przekonałem się dopiero stosunkowo niedawno. W końcu nadeszła TA chwila – pierwsze przesłuchanie Industrialista. Na początek 3 utwory: tytułowy oraz znane z internetu „Recharger” i „New Messiah” to to do czego zespół już nas przyzwyczaił – typowa Fabryka. Kawałki są bardzo fajne chociaż nie jakoś specjalnie wybitne. Zespół ma w dorobku zdecydowanie lepsze ale też i kupę gorszych. Po trójcy przychodzi czas na „God Eater”. Początek zawiera elementy podobne do „Christploitation” z poprzedniego krążka. Dodatkowo mamy tu przerobione głosy jakby z vocodera. Mi się to nie podoba. Natomiast bardzo fajny jest tutaj motyw gitarowy. Czytaj dalej Fear Factory – The Industrialist
Tool – 10 000 Days
Od dłuższego czasu zbieram się do opisania tego krążka ale jak do tej pory mi nie wychodziło. Chyba dlatego, że mimo upływu lat nadal nie wiem co mam myśleć o tej płycie. Niby wszystko jest w porządku ale jednak nie do końca. Sam początek obcowania z 10 000 Days jest super bo album został rewelacyjnie wydany. Takiego czegoś ani wcześniej ani później nie widziałem. No ale z jednej strony fajny bajer, z drugiej – krążek ciężko się wyjmuje i ogólnie to nie szata zdobi człowieka;) Przechodzimy do muzyki. Pierwsze 2 utwory: „Vicarious” i „Jambi” przelatują bez większego echa. Są bardzo fajne ale jednak to nie to samo co wcześniej. Po nich nadchodzi pierwszy największy atut tego wydawnictwa w postaci „Wings For Marie” Pt 1 i 2. Czytaj dalej Tool – 10 000 Days
Biohazard – Uncivilization
Uncivilization to pierwszy krążek grupy nagrany w nowym milenium i jednocześnie „debiutancki” bo otwierający nowy etap w historii grupy. Różnice między typowym hardcore’owym New World Disorder a bardziej ekstremalnym Uncivilization są odczuwalne (i pogłębiają się jeszcze bardziej na kolejnym krążku). Jest to chyba pierwszy album Biohazarda, który zebrał tak skrajne oceny. Jedni się nim zachwycają, inni zarzucają, że np. za dużo tu gości itp. itd. Faktycznie – jest tu ich pełno. Ale czy to minus? Mi oni jakoś wybitnie nie przeszkadzają. No może oprócz ekipy z „Last Man Standing” ale tego utworu nie lubię w całości. Poza tym na krażku jest ciekawie. Momentami nawet bardzo. Czytaj dalej Biohazard – Uncivilization
A Perfect Circle – Thirteenth Step
Drugi album A Perfect Circle znacząco różni się od debiutu. Jest zdecydowanie spokojniejszy, bardziej subtelny, inny. Już po okładce widać, że będziemy mieli do czynienia z czymś różniącym się od Mer De Noms. Tu dominuje biel i jasne kolory, tam wszystko tonęło w mroku. Otwarcie też jest inne. Na debiucie zespół poczęstował nas przebojowym, chwytliwym numerem. Tu natomiast mamy trwający prawie 8 minut “The Package”. Świetny, niespokojny utwór mieszający lekkie z ciężkim. W ogóle się nie nudzi i bardzo szybko przelatuje. Otwarcie jednak nie zapowiada tego co będzie się działo za chwilę. Dwa kolejne utwory to geniusz w czystej postaci, mogę ich słuchać godzinami. Czytaj dalej A Perfect Circle – Thirteenth Step