O tym, że Polacy „potrafią” w bluesa wiemy już od co najmniej kilkudziesięciu lat. O tym, że umiemy też grać americanę czy country również co jakiś czas przypominają rodzimi artyści. Ostatnio z większym rozgłosem robił to Nergal ze swoim projektem Me And That Man. Teraz z tronu może strącić go Blues For Neighbors ze swoim albumem „Cursed Songs”.
Jest to drugie wydawnictwo w dorobku wrocławskiego duetu. W jego przypadku już na starcie spotykamy się z pewną ciekawostką czy raczej ewenementem ponieważ za wydanie materiału odpowiedzialny jest Road Rat Records, który jest labelem z Pensylwanii. Jeśli zatem Amerykanie biorą się za wydawanie polskiej muzyki to wiedz, że coś się dzieje. A dzieje się naprawdę sporo. Blues For Neighbors obraca się w klimatach szeroko rozumianego bluesa, dark folku i gothic americany.
„Cursed Songs” przynosi 9 utworów trwających niespełna 36 minut. W tym czasie wraz z duetem odwiedzimy zadymione, przydrożne knajpy zakurzonego południa Stanów Zjednoczonych. Wszystko to okraszone będzie surowym i stosunkowo ascetycznym graniem opartym praktycznie tylko o gitary. Gdzieś w oddali pojawiają się też inne instrumenty, ale stanowią one tylko tło muzycznych opowieści. A te wędrują w różnych kierunkach.
Otwierającego album „We, The Sinners” nie powstydziłby się z pewnością sam Mark Knopfler. Utwór snuje się niespiesznie dając wiele miejsca na gitarowe popisy tak jak to często ma miejsce w muzyce współzałożyciela Dire Straits. Nawiązań do jego twórczości odnajdziemy tutaj sporo, bez problemu wyłapiemy też elementy podobne np. do wcześniejszej twórczości The Black Keys. Jednak traktowałbym je zdecydowanie jako zaletę, a nie wadę „Cursed Songs” ponieważ nawiązywanie do filarów nie jest niczym złym.
Poza tym Blues For Neighbors idzie swoją ścieżką tworząc na krążku klimat dla osób chcących odpocząć od codziennego zgiełku w miejscu gdzie czas płynie wolniej i nikt nikogo nie goni. Dlatego znaczna część „Cursed Songs” utrzymana jest w wolnym tempie. Chociaż są od tego odstępstwa jak np. w „There’s A Place For Me In Hell” gdzie jest zdecydowanie bardziej żywiołowo i przede wszystkim przebojowo. Gdyby nie czas trwania to utwór ten spokojnie odnalazłby się w mediach.
Energicznie jest również w jednym z najkrótszych na krążku „The Devil Went Down To The Town”. Jednak to właśnie te wolniejsze fragmenty „Cursed Songs” stanowią o jego sile i sprawiają, że ma się ochotę rzucić to wszystko i wyjechać w plener np. pobujać się w hamaku przy dźwiękach zamykającego album „Blue Canyon”, który podobnie jak sielska atmosfera, mógłby nigdy się nie kończyć.