Wiele wody upłynęło w Wiśle od premiery ostatniego albumu Armii. „Toń” świętuje w tym roku swoje dziesiąte urodziny. Tak długiej przerwy wydawniczej Armia wcześniej nie miała i w zasadzie nie wiadomo było czy w ogóle powinniśmy spodziewać się czegoś nowego od ekipy Budzyńskiego. Niby 2 lata temu ukazała się bardzo udana „Antologia” ale jednak to zbiór nagrań archiwalnych a nie zupełnie nowy materiał.
Wielki, szczery uśmiech pojawił się na mojej twarzy w momencie gdy okazało się, że zespół zrobił fanom lekko spóźniony prezent mikołajkowy i 8 grudnia wypuścił dwa single promujące nadchodzące wydawnictwo: „Wielki Las” i „Wołanie”. Pierwszy z nich to powrót w rejony „Pocałunku Mongolskiego Księcia” i takich utworów jak „Sen Nocy Letniej”. Szczególną uwagę przykuwa tu waltornia, która odzyskała należytą rolę zagubioną gdzieś chociażby na „Toni”.
Tutaj Jakub Bartoszewski zwyczajnie robi klimat i instrument ten nie jest tylko dodatkiem ale w wielu miejscach pozostałe instrumenty są dodatkiem właśnie dla niego. Waltornia praktycznie od początku Armii odgrywała bardzo ważną rolę. Tak jest i tu. Ważne jest również to, że trzyma ona bardzo wysoki poziom jakościowy – jak za czasów Banana kiedy to muzyk potrafił pociągnąć tym instrumentem cały utwór. Zatem pierwsze wrażenie w temacie nadchodzącego nowego albumu było jak najbardziej pozytywne. „Wielki Las” prezentuje to co w stylu Armii najlepsze i dodatkowo robi to bardzo dynamicznie.
Drugi singiel – „Wołanie” to już zdecydowanie wolniejsza odsłona zespołu. Chociaż również i tu praktycznie od pierwszych dźwięków wiadomo kogo słuchamy. W ostatecznej wersji to wrażenie może być złudne ponieważ pierwsze 45 sekund to elektroniczny wstęp, który na singlu został wycięty.
W samej końcówce grudnia zespół opublikował jeszcze trzecią zapowiedź – „Niebo Nad Niebem”. W tym utworem mam problem, który zaczyna się od czasu trwania – przekraczającym 7,5 minuty. Teoretycznie sporo się tutaj dzieje ale w ostatecznym rozrachunku całość ciągnie się niemiłosiernie i już przed połową zaczyna się nudzić.
Patrząc na efekt pracy muzyków dostrzeżemy 2 rzeczy: „Niebo Nad Niebem” jest najdłuższym utworem na płycie oraz umieszczony jest prawie na samym końcu bo na 11 z 12 miejsc. Trochę sprawdza się tutaj złota zasada mówiąca, że najciekawsze dajemy do przodu a „zapychacze” do tyłu. Może jest to opinia lekko krzywdząca ale patrząc na liczbę odsłuchów poszczególnych utworów na Spotify widać ewidentną tendencję spadkową w okolicach 7-8 utworu.
Niewątpliwą rolę odgrywa tu fakt, że album trwa ponad 65 minut i jest to zdecydowanie za dużo. Patrząc na tracklistę widzimy praktycznie co chwilę 5, 6 czy 7 minut. Mimo bogatych aranżacji i wielu wątków jest tu z czego wycinać. Argumentem do takiej „wycinki” jest tutaj dynamika ponieważ większość „Wojny i Pokoju” utrzymana jest w średnim tempie przez co nawet te bogate aranże nie chronią nas przed tym, że po jakimś czasie popadamy w monotonię (i tu znów wracamy do liczby odsłuchów na streamingach), która zaczyna się objawiać po trio „Przyjaciel”, „Dzień Ojca” i „W Każdą Stronę” – jednych z bardziej dynamicznych utworów. Chociaż te kolejne w pojedynkę radzą sobie zdecydowanie lepiej niż w zestawie i miałbym problem aby wytypować kandydatów do usunięcia z krążka, może poza „Wiatrem W Drzewach”, który elektronicznie zamyka całość. Utwór sam w sobie jest przyjemny ale nie pasuje mi do całości.
Reszta po obcięciu do ok. 50 minut łącznego czasu trwania sprawiałaby zdecydowanie lepsze wrażenie niż w obecnej formie. Chyba, że słuchamy „Wojny i Pokoju” na wyrywki to wtedy problem eliminuje się sam.
Upływu czasu nie słychać po Budzym, który brzmi identycznie jak 10 czy 20 lat temu. Osobna kwestia to jego teksty, które również nie uległy zmianom stylistycznym. Zatem jeśli ktoś lubił Armię wcześniej to na nowym krążku doskonale się odnajdzie. Sceptycy po przesłuchaniu nowego albumu raczej swojego zdania nie zmienią. Chociaż sam przyznam, że momentami chciałbym posłuchać tej płyty w wersji instrumentalnej.
Mimo pewnych zastrzeżeń czy zarzutów, w ogólnym rozrachunku cieszę się, że Armia wróciła i liczę na kontynuację, na którą nie będziemy musieli czekać kolejnych 10 lat.