Gdy słucham takich płyt jak “Lost Trail” zastanawiam się po co ludzie nagrywają coś takiego. Przecież taka muzyka nie przyniesie sławy. Nie przyniesie pieniędzy. Nie da też szansy na zaistnienie w szerszych mediach bo przecież takiej muzyki nie puszcza się w radiu. No i tak za każdym razem zadaję sobie te pytania chociaż doskonale znam na nie odpowiedź.
“Lost Trail” i jemu podobne albumy powstają po to aby poprawić humor kilku setkom/tysiącom osób, które płyną gdzieś poza głównym nurtem i oczekują dźwięków bardziej ambitnych niż potworki promowane w mediach. No i Yellow Horse dostarcza słuchaczom materiał, który powinien bez większych problemów zaspokoić nawet te większe apetyty. Chociaż powiedzmy sobie szczerze już na samym początku – “Lost Trail” nie jest w żaden sposób odkrywczy czy też przełomowy. Nie przeszkadza to jednak w czerpaniu frajdy z tych niecałych 38 minut spędzonych wspólnie z ekipą z Podkarpacia.
Ich mieszanka bluesa, folku, country i rocka zwyczajnie poprawia humor i umila czas spędzony np. w aucie. Wzbudza również mnóstwo skojarzeń bo co jakiś czas mamy wrażenie, że coś podobnego już gdzieś/kiedyś słyszeliśmy – są to jednak jak najbardziej pozytywne emocje. I tak “I Got To Go” do momentu wejścia wokalu wydaje się być ukłonem w stronę solowej twórczości Marka Knopflera. Jeszcze bardziej odjechane skojarzenia wzbudza początek “Afraide Of Love” przypominający mi “Don’t Talk To Strangers” Dio. Jest to bardzo luźne skojarzenie czy może jednak coś w tym jest?;)
Na “Lost Trail” świetnie wypada bardzo chwytliwy i wpadający w ucho refren “My Little Girl”, który też już gdzieś słyszałem. Jeszcze lepsze wrażenie pozostawia po sobie końcówka “Dark Moon”, która w piękny sposób nawiązuje do lat 70tych ubiegłego wieku i spokojnie mogłaby się znaleźć na debiucie Dire Straits. Do promocji albumu wybrano otwierający całość “I Still Wonder”. Ciężko stwierdzić czy jest to odpowiedni reprezentant ponieważ praktycznie każdy utwór na “Lost Trail” jest inny i prezentuje po części odmienną stylistykę.
Olbrzymi potencjał przebojowy ma w sobie “Country Boy”, z kolei utwór tytułowy przenosi nas do zadymionego saloonu gdzieś w Teksasie. Na płycie znalazło się również miejsce dla coveru – “Burning Love” w oryginale wykonywanego przez Dennisa Linde’a. Przyznam szczerze, że o artyście tym wcześniej nie słyszałem. Yellow Horse zachęcił mnie do posłuchania oryginału. Zachęcił mnie również do wielokrotnego powrotu do “Lost Trail”. Nie jest to z pewnością album, który zagości w tegorocznych podsumowaniach najlepszych płyt. Jednak wcale nie przeszkadza to w czerpaniu radości z jego słuchania. Ekipa z Podkarpacia nagrała materiał równy i przede wszystkim wciągający. I za to należy się im szacunek i systematyczny powrót do “Lost Trail”.