Albumy koncepcyjne są bardzo specyficzną gałęzią w branży muzycznej. Z jednej strony niewątpliwą zaletą jest fakt, że spójna całość – jeden temat przewodni pozwala na przedstawienie jakiejś głębszej/dłuższej historii, którą można zainteresować słuchacza. Z drugiej natomiast słuchacz ten musi znaleźć czas na poznanie tej historii co przy codziennej gonitwie i wariackim trybie życia może być trudne. Dodatkowo koncepty (nawet te świetnie broniące się jako całość) mogą wypadać średnio gdy słuchane są na “wyrywki”. No i do mediów też często nie pasują bo jak tu zrozumieć fragmenty wyrwane z większego kontekstu? Zatem z ekonomicznego punktu widzenia o kant dupy rozbić taki interes – nie dość, że się człowiek namęczy tworząc materiał to w mediach się efektu końcowego nie wypromuje zatem album słabiej się sprzeda, na koncertach grać całość też bez sensu także lepiej zmieścić w 3 minutach to, że ona “ma czarne oczy” i “rudy się żeni”… Na szczęście nie wszystkie zespoły wychodzą z takiego założenia i co jakiś czas bardziej wymagającym słuchaczom trafia się nie lada uczta. Jeśli chodzi o zagranicę to takich pozycji mamy na pęczki. W Polsce jest z tym zdecydowanie gorzej. Z pełnokrwistych konceptów tak na szybko przychodzi mi do głowy tylko Blindead ze swoimi “Affliction…” i “Absence” oraz “Der Prozess” Armii. Pewnie przy głębszym zastanowieniu wyszukałbym jeszcze kilka kolejnych. Ale dziś gwiazdą programu jest “Powstanie Warszawskie” Lao Che. Zespół z Płocka wybrał sobie ciężki temat ale z wyzwania wyszedł obronną ręką. “Powstanie Warszawskie” w wersji podstawowej to 10 utworów(+4 dodatkowe na EPce “Czerniaków”), które nie są stricte szczegółową opowieścią/sprawozdaniem z przebiegu powstania tylko raczej chronologicznie nawiązują do wybranych wydarzeń z tamtego okresu. Oczywiście pojawia się tutaj wybuch powstania oraz jego smutny koniec ale w międzyczasie słyszymy m.in. opowieść o zupełnie nieprzygotowanym do walki powstańcu jadącym na wojnę “tramwajem z przedziałem nur für Deutsche”, relację z barykady i przygotowań do wskoczenia do kanałów, zarzuty wobec Londynu (“słuchaj Londyn, nam nie trzeba audycji, my żądamy amunicji”) itp. Całość poprzeplatana jest komunikatami z tamtego okresu oraz zapożyczeniami fragmentów od m.in. Baczyńskiego (“Elegia O Chłopcu Polskim”) czy też Siekiery (“Ludzie Wschodu”) i Chłopców Z Placu Broni (“Kocham Wolność”). Pod względem tekstowym “Powstanie…” z początku może się wydawać bardzo chaotyczne ale po głębszym wsłuchaniu bez problemu odnajdziemy w tym głębszy sens. Poza moim zdaniem chaos ten idealnie odzwierciedla przebieg i poziom przygotowania uczestników powstania. Uczucie bałaganu wzmacnia dodatkowo muzyka. Brakuje tu chyba tylko death metalu, dubstepu i klasyki. Takiego miksu gatunków dawno nie słyszałem. Rock miesza się tutaj z punkiem, hardcorem, klimatami z czasów powstania i poezji śpiewanej, ska, bluesem i cholera wie czym jeszcze:) Niestrawne połączenie? Nie w tym wypadku! Mimo tego, że krążek ten jest konceptem to nie ma problemu ze znalezieniem w utworach fragmentów, które bronią się też w pojedynkę(świetne, wpadające w ucho momenty ma m.in. Godzina W”, “Barykada”, “Stare Miasto” czy też “Przebicie Do Śródmieścia”).
Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat temat powstania był poruszany wielokrotnie m.in. w formie filmów czy seriali. Przyznam szczerze, że z tego całego zbioru to właśnie album Lao Che zrobił na mnie zdecydowanie największe wrażenie. Nie jest to dzieło do słuchania na co dzień ale każdy z nas powinien chociaż raz się nad nim pochylić aby zobaczyć, że do naszej przeszłości można podejść w oryginalny, nietuzinkowy i porywający sposób. “Powstanie Warszawskie” powinno być materiałem pomocniczym do nauki historii w szkołach. Album ten wymyka się ze wszystkich klasyfikacji zatem nawet nie próbuję go oceniać. Za to zdecydowanie go polecam!!!
W kwestii polskich albumów koncepcyjnych, to pierwsze co przychodzi mi do głowy to płyty Riverside i Lunatic Soul.
Jeśli pociąga cię zagadnienie Powstania Warszawskiego i niekonwencjonalne doń podejście to sięgnij po “Obłęd ’44” Piotra Zychowicza, totalnie zmienia podejście człowieka do Armii Krajowej i samego Powstania.
O właśnie! Zapomniałem o Riverside… Obłęd na pewno sprawdzę.
Posłuchaj koniecznie “Gospel” -jak dla mnie to najlepszy album grupy.
Lao Che. Hm. Chyba najbardziej kojaży mi się z licealnymi czasami. Taki trochę zespół przeszłości. 🙂