Po wydaniu trzech klasycznych, wybornych albumów (“Suffer”, “No Control” i “Against The Grain”), które są filarami gatunku ekipa Bad Religion postanowiła coś zmienić. Efektem tego postanowienia jest “Generator” – krążek niby typowy dla zespołu ale jednak zupełnie inny od poprzednich. Zanim jeszcze włożymy płytkę do odtwarzacza w oczy rzuca się rzecz następująca – tracklista. Poprzednie albumy to kolejno 15, 15 i 17 utworów. Na “Generatorze” jest ich tylko 11. Całość ma nieco ponad 30 minut (z całej czwórki jedynie “Against The Grain” jest dłuższy). Zatem w końcu można uznać, że mamy do czynienia z normalnymi utworami trwającymi w okolicach “tolerancji czasu antenowego”. Druga rzecz rzucająca się w oczy a właściwie uszy to sama zawartość krążka. Zespół nagrał cholernie smutną, ponurą i przygnębiającą płytę. Ja wiem – do tej pory Graffin nie śpiewał o ptaszkach i motylkach tylko tematyka tekstów od początku obraca się w podobnych rejonach ale na “Generatorze” czuć to zdecydowanie mocniej. Smutkiem i wisielczą atmosferą ocieka tu sama muzyka. Oznaki zmian, które przeszła twórczość zespołu słychać już w otwierającym płytę utworze tytułowym. Wcześniej zazwyczaj już na starcie dostawaliśmy obuchem w łeb i później zespół tylko poprawiał efekt początkowy kolejnymi ciosami. Tu jest inaczej. “Generator” to granie zdecydowanie bardziej kombinowane. Zmienia się tutaj rytm, tempo, jest nawet czas na lekkie zwolnienie i gitarową solówkę – rzecz raczej w punku niezbyt popularną;) Solówkowego psikusa zespół robi nam jeszcze m.in. w “No Direction”, “Atomic Garden”(zgrabne połączenie starego BR z nowym) i “The Answer”(tu nowa odsłona zdecydowanie dominuje). Oczywiście nie brakuje tu również nawiązań do przeszłości. Powiew starszych płyt bez problemu odnajdziemy w “Too Much To Ask”, “Tomorrow”, “Heaven Is Falling” i “Fertile Crescent”. Całość jest bardzo dobrze wyważona: z jednej strony przypomina co było do tej pory ale z drugiej w delikatny sposób zapowiada zmiany, które mają nadejść na kolejnych albumach. Nigdy później już tak dobrze to nie współgrało. Przyznam szczerze, że wolę Bad Religion z czasów “wielkiej trójcy” ale “Generator” również ma w sobie to coś co sprawia, że często do niego wracam. Z późniejszych albumów jedynie “The Process Of Belief” ma podobną liczbę odsłuchów a reszta raczej nie ma szans na ich dogonienie;)
Moja ocena -> 9/10