Ekipa Motorhead towarzyszy mi pośrednio przez całe dotychczasowe życie. Nigdy nie czułem jednak parcia na to aby dogłębnie poznać ich twórczość. Miałem niewielkie grono ulubionych ich utworów i to mi wystarczało. Sytuacja zmieniła się diametralnie właśnie przy Aftershock. Po premierze tego albumu internet został zasypany pozytywnymi recenzjami, negatywne oczywiście też się trafiały ale „ginęły w tłumie”. Doszedłem do wniosku, że taki stary muzyczny „wyjadacz” nie może być całkowicie obojętny wobec (co by nie było) legendy rockowego grania. Odpaliłem streama raz… A później drugi, trzeci, czwarty… Kilka dni później korzystałem już z własnej kopii tego wydawnictwa. Aftershock to taka gitarowa bomba atomowa. Lemmy na upartego mógłby być moim dziadkiem a ma w sobie (reszta ekipy też!) tyle energii, że mógłby nią obdzielić duże grono młodych kapel. Z dotychczasowego tekstu wywnioskować można, że najnowszy album Motorhead podoba mi się – tak właśnie jest. Skąd zatem kilkumiesięczny poślizg między jego premierą a recenzją? Otóż zagłębiłem się w całą dotychczasową twórczość grupy, mam zatem jako taką skalę porównawczą. I muszę powiedzieć, że Aftershock to zdecydowanie najlepsze wydawnictwo zespołu na przestrzeni „ładnych paru lat”. Aftershock jest najrówniejszy, najbardziej nośny i dynamiczny. Całość zaczyna się od razu z grubej rury. „Heartbreaker” to utwór ciężki, potężny ale przede wszystkim nieziemsko przebojowy. A takich klimatów na krążku jest zdecydowanie więcej. Takie „End Of Time”, „Going To Mexico”, „Queen Of The Damned” czy też „Paralyzed” w niczym nie ustępują albumowemu otwieraczowi. Żeby nie było monotonnie i monotematycznie zespół funduje nam klimaty zgoła odmienne w „Lost Woman Blues” i „Dust And Glass” – tu do czynienia mamy z w miarę spokojną i stonowaną odsłoną Motorhead. Ale ducha zespołu nadal czuć;) Tak jak nad resztą krążka, która jest typowo motorheadowa. Na Aftershock weszło 14 utworów – najwięcej od wielu wielu lat. Nie przekłada się to jakoś specjalnie na czas trwania krążka, który jest racjonalny ale momentami czuć te kilka/kilkanaście minut różnicy w stosunku do poprzedników. Chociaż prawda jest taka, że ciężko byłoby wybrać stąd coś do wyrzucenia. Mi nie pasuje tu jedynie „Silence When You Speak To Me”, który cholernie drażni mnie refrenami. Poza tym większych zastrzeżeń brak. Aftershock to kolejne bardzo porządne wydawnictwo w dorobku ekipy Motorhead z jednym momentem słabszym ale i też kilkoma bardzo mocnymi. Jednocześnie jest to jedna z ciekawszych gitarowych płyt 2013 roku.
Moja ocena -> 8/10