Jeśli o jakiejkolwiek płycie Slayera można mówić w kontekście względnego spokoju i delikatności to zdecydowanie będzie to South Of Heaven – najlżejszy przedstawiciel „wielkiej trójcy” zespołu. Mój błąd przy jej poznawaniu polegał na tym, że nie poznawałem jej chronologicznie. Najpierw był Reign In Blood a następnie Seasons In The Abyss. I to nie SITA ale właśnie SOH jest dla mnie zgrabnym połączeniem dwóch pozostałych. Na początku wspomniałem o spokoju i delikatności – oczywiście nie brakuje tu dynamicznych petard. Na czoło stawki wysuwa się „Silent Scream” z bardzo życiowym tekstem, który przynajmniej mnie porusza o wiele bardziej niż n-ta opowieść o seryjnym mordercy czy innym psychopacie. Drugim pociskiem jest tu „Ghost Of War”, który rozpoczyna się od bardzo oryginalnego zabiegu: początek utworu brzmi jak nagranie demo, dopiero w 20 sekundzie pojawia się wokal i właściwe brzmienie. Oba te utwory mogłyby spokojnie znaleźć się na poprzednim krążku. Stan przejściowy pomiędzy czadem a klimatami wolniejszymi stanowią „Behind The Crooked Cross” (kolejny bardzo dobry tekst krążący w ciekawej tematyce), „Cleanse The Soul” oraz po części „Read Between The Lies” (tu bardzo podoba mi się gra słów w tytule). Reszta krążka to już granie na zdecydowanie wolniejszych obrotach. Utwór tytułowy otwierający album oraz zamykający krążek „Spill The Blood” to klimaty tytułowego tracka z Seasons In The Abyss. „Live Undead”, „Mandatory Suicide” oraz „Dissident Aggressor” to również granie pośrednie między RIN i SITA. Czyli zasadniczo powinno być świetnie. I jest chociaż pojawia się pewne „ale”. SOH brakuje tej nutki szaleństwa i zła, którym aż ociekał poprzedni krążek. Nie czuć tu też ciężaru następcy – Seasons In The Abyss brzmi zdecydowanie potężniej i mocniej. Nie wiem czy tak być miało czy zawinił producent – jedno jest pewne – z takiego dobrego materiału brzmieniowo można było wyciągnąć zdecydowanie więcej. Bo pod kątem kompozycyjnym South Of Heaven nie odstaje jakoś znacząco od swojego poprzednika oraz następcy i wraz z nimi okupuje od wielu lat podium slayerowego rankingu. I w obliczu wydarzeń z ostatnich miesięcy/lat nic nie zapowiada żeby kiedykolwiek miało się to zmienić.
Moja ocena -> 9/10
Niby Reign in Blood uważana jest za najlepszą ale Reign nie ma tej dusznej atmosfery która jest na South of Heaven które ma z kolei najlepszą perkusję w całym metalu bo Lombardo cały czas tu gra !!! a nie tylko napierdziela w gary.