Kiedyś mój znajomy stwierdził, że Renegades (obok debiutu) to najlepsza rzecz jaką udało się stworzyć ekipie RATM. I można by się w całości zgodzić z tym stwierdzeniem gdyby nie jeden haczyk – czwarty long play zespołu to w rzeczywistości nie autorski materiał a cover album;) Dobór utworów sprawił jednak, że kupa osób żyła lub nadal żyje sobie w błogiej nieświadomości(tak jak mój znajomy przed uświadomieniem;). Prawda na temat tego albumu jest taka, że zespół odświeżył tutaj kilka klasyków i dał drugie życie utworom, które w oryginale nie podbiły świata. Klasyki? Proszę bardzo. Na pierwszy rzut rzuca się “How I Could Just Kill A Man” w oryginale zmajstrowany przez Cypress Hill na albumie debiutanckim. Obie wersje nie różnią się jakoś specjalnie (oprócz tego gitarowego pazura zaprezentowanego przez RATM). Z “klasycznych” wykonawców mamy tu jeszcze takie sławy jak The Rolling Stones, Bob Dylan, Bruce Springsteen czy też Afrika Bambaataa. Wielkim fanem powyższych nie jestem także trudno mi ocenić czy ekipa RATM wybrała ich większe przeboje czy też pogrzebała trochę głębiej. Jedno jest pewne – wybór był świetny. “Renegades Of Funk” Afriki szalał na listach przebojów na przełomie wieku. Z kolei umiejscowione pod koniec krążka “The Ghost Of Tom Joad”(Springsteen), “Street Fighting Man”(The Rolling Stones) i “Maggie’s Farm”(Dylan) plus do tego “Down On The Street”(The Stooges) to jedne z mocniejszych momentów na Renegades. Przechodzimy do “drugiego życia”. Tu mam murowanego faworyta – “Pistol Grip Pump”. Oryginał od Volume 10 mnie osobiście nie powala. Wersja “Rejdżów” natomiast słuchacza zniewala: doszła tu dynamika, gitarowy pazur no i Zack na wokalu też wypada bardziej wyraziście. Efektem połączenia tych wszystkich współczynników jest utwór niesamowicie nośny, przebojowy, w którego rytmie głowa sama się prosi o bujanie:) Następny przykład – “In My Eyes”(Minor Threat) – najcięższy moment tego krążka – moim zdaniem podobny do “Tire Me” z Evil Empire. “Kick Out The Jams”(MC5) i “I’m Housin'” też spokojnie dają radę i nie odstają od reszty “in minus”. Tego samego niestety nie mogę powiedzieć o “Microphone Fiend” i “Beautiful World”. Tak jak ten pierwszy w tłoku jeszcze ujdzie tak drugi pasuje do Renegades jak Doda do Vadera. Kawałek sam w sobie nie jest zły ale umieszczenie takiego smuta na gitarowym pocisku jest (przynajmniej dla mnie) nieporozumieniem. Poza tym Zackowi zdecydowanie lepiej wychodzi “darcie mordy” niż takie delikatne śpiewanie. Innych większych wad nie zauważono – Renegades bez wstydu można postawić na półce obok reszty LP zespołu;)
Moja ocena -> 8/10
A słyszałeś już nowe dzieło Maxa? Na MH jest stream:
http://www.metalhammer.co.uk/news/exclusive-hear-the-new-soulfly-album/
Ja zabiorę się za słuchanie jak skończę dzisiejszy meczowy maraton, ale jak na razie to dwa single mnie nie zachwyciły.
Single słyszałem – też jakoś specjalnie mnie nie powaliły… Widziałem, że jest stream ale chyba poczekam do premiery i sobie z oryginału posłucham. Swoją drogą cieszyłem się, że Soulfly przeskoczył do Nuclear Blast – wypuszczane przez nich krążki zawsze były w rozsądnych cenach (Testament, Exodus, Kreator itp.) a tu zonk i Savages chodzi w sprzedaży przedpremierowej po ok. 50zł, deluxe w granicach 60….
Btw. nadchodzi piękny okres płytowy: na dniach premiery mają Blindead, Tides From Nebula, Soulfly, Korn, Pearl Jam i Pelican. Oj odchudzi mi się portfel:)
Ja już właśnie posłuchałem nowej płyty, jednak wcześniej dla przypomnienia puściłem sobie jeszcze Enslaved. Niestety nawet w konfrontacji ze średnio udanym albumem z 2012 roku premierowy materiał wypada dosyć blado. Na razie to są takie wnioski na gorąco, ale przede wszystkim trzeba powiedzieć, że Soulfly przynudza i robi się mocno powtarzalne. Coś więcej będę mógł powiedzieć, jak posłucham trochę więcej, ale pierwsze wrażenie słabe. Co do ceny to racja. Do tego instrumentalne Soulfly oczywiście jako bous, więc trzeba kupić droższą wersję.
Na Korna za bardzo się nie napalam, ale jak wypadnie nowe Pearl Jam jestem bardzo ciekawy. Poza tym to ja nastawiam się na nowe płyty Motorhead, Gov’t Mule (już wyszła, ale jeszcze nie mam) i New Model Army. Zresztą NMA to Twoje klimaty, powinno Ci się spodobać.
Chyba mój ulubiony cover album. Dość często do niego wracam. Podoba mi się nawet podśpiewywanie Zacka w numerze Devo.
Co do nowości na rynku – nowe NMA jest świetne, odsłuchałem już kilka razy. Fajna, nastrojowa płyta (zresztą ten zespół tak ma, nagrywa czady naprzemiennie z klimatami). W październiku idę na ich koncert – już nie mogę się doczekać.