W ostatnich kilku dziesięcioleciach mieliśmy okazję usłyszeć wiele ciekawych duetów damsko męskich. Swoje siły łączyli m.in. Nick Cave i Nicole Kidman, Kate Bush i Peter Gabriel, Iggy Pop i Kate Pierson, Mark Lanegan i Isobel Campbell(ci to już mają 3 albumy na koncie) i jeszcze wielu innych artystów. Wśród nich – w 2006 roku – Mark Knopfler i Emmylou Harris. Teoretycznie nie jest to jakieś szokujące zestawienie, nie ma tu rewolucyjnego połączenia dwóch skrajnie różnych gatunków muzycznych (coś jak Nergal i Mandaryna) ani czegoś nowatorskiego i odkrywającego nowe horyzonty. No i co z tego skoro All The Roadrunning jest niesamowicie dobrym wydawnictwem? Jest to jeden z albumów na które polowałem najdłużej. Kilka lat temu praktycznie nie był on dostępny w Polsce a jak już się pojawił to w kosmicznej cenie. Dopiero później stał się on łatwiej dostępny no i przede wszystkim tańszy. Mój egzemplarz przyleciał do mnie z angielskiego ebaya za stosunkowo niewielkie pieniądze. Od tego czasu minęło pewnie z 5-7 lat ale przez ten okres nic się nie zmieniło. Słuchanie Knopflera i Harris nadal sprawia mi wielką przyjemność i do ATR wracam często. Album ten aż ocieka optymizmem i pozytywną energią. Mark i Emmylou stworzyli album z muzyką „drogi” – typowo amerykańską. Jest to połączenie country z bluesem i lekką nutką rocka. Niektóre fragmenty płyty sprawiają, że słuchacz czuje się jakby siedział na koncercie w saloonie na Dzikim Zachodzie. Idealnym przykładem jest tutaj szybki „Red Staggerwind” oraz zdecydowanie spokojniejszy utwór tytułowy (mi to się kojarzy z ogniskowymi klimatami). Reszta utworów już tak bardzo westernem nie „zajeżdża” ale nie jest to żaden zarzut bo z saloonu przesiadamy się do amerykańskiego „krążownika szos” i ruszamy w bardzo daleką podróż po Stanach. Zastrzykiem pozytywnej energii dla słuchacza mogą być otwierający album „Beachcombing”, „This Is Us”, „Belle Starr” czy też „Right Now”. Każdy z nich to prawdziwy ładunek optymizmu potrafiącego rozweselić nawet pochmurny, deszczowy, jesienny dzień. Nawet pozostałe utwory, które są zdecydowanie wolniejsze i spokojniejsze nie zmieniają pozytywnego nastawienia podczas słuchania. Knopfler w swojej solowej dyskografii ma co najmniej kilka utworów, które wywołują u słuchacza nagłą potrzebę spania. Na All The Roadrunning tego nie uświadczymy. Nawet track lista jest tak skonstruowana aby żywsze momenty przeplatały się z tymi spokojniejszymi fragmentami. Wszystkie te elementy składają się krążek, którego słucha się z wielką przyjemnością. Duet, który z założenia nie mógł nagrać niczego rewolucyjnego nagrał coś rewelacyjnego. Obok ścieżki dźwiękowej z Into The Wild jest to album, który najlepiej poprawia mi humor i odpręża po stresującym dniu. Naprawdę świetna rzecz.
Moja ocena -> 9/10