The Dissent Of Men to, jeszcze przez kilka dni, najnowsze dziecko Bad Religion pochodzące z 2010 roku. Przed ukazaniem się tego krążka pojawiały się informacje jakoby TDOM miał być powrotem do korzeni, do grania z czasów Suffer-No Control-Against The Grain. Czy te zapowiedzi się potwierdziły? Niespecjalnie… Początek albumu jest genialny: zespół atakuje słuchacza krótkim prawym prostym w postaci niespełna 90sekundowego „The Day That The Earth Stalled”. Dalej jest co najmniej równie ciekawie bo „Only Rain” jest (moim zdaniem) jednym z najlepszych utworów, które BR stworzyli na przestrzeni ostatnich lat. Wysoki poziom utrzymuje jeszcze bardzo szybki, również świetny „The Resist Stance”. Licznik w wieży przeskakuje na track nr4 i tu gwałtownie zwalniamy. „Won’t Somebody” to zdecydowanie wolniejsza odsłona zespołu, taka piosenkowa – do radia. Podobnie „The Devil In Stiches” – utwór wydany na singlu, niby fajny ale jest tu co najmniej 5 o wiele lepszych, nie wiem czemu akurat ten wybrano do promowania albumu. Wielki potencjał radiowy ma „Pride And The Pallor” – rzecz może i trochę prosta i naiwna ale ja ją lubię. Lekki podmuch starych czasów dostajemy w kolejnych 3 utworach: „Wrong Way Kids”, „Meeting Of The Minds” oraz „Someone To Believe”. Następny w kolejce jest „Avalon” – obok „Only Rain” najlepszy utwór na płycie, szybki, galopujący, jednym słowem – świetny. No ale „Avalon” się kończy i zaczyna się miks. Czasem jest fajnie – „Turn Your Back On Me”, czasem troszkę mniej chociaż też zjadliwie: „Cyanide”, momentami przeciętnie – „Ad Hominem” oraz 2 razy ciężkostrawnie: „Where The Fun Is”(tragedia) oraz „I Won’t Say Anything”(jakież to jest naiwne! Ale w sumie da się posłuchać). No i to by było na tyle. The Dissent Of Men jest cholernie nierówny. Można to porównać do wykresu spółki giełdowej walczącej z kryzysem. Zaczynamy z wysokiego C, później zaczynają się pojawiać niepokojące informacje, przychodzi odbicie („Avalon”) po czym następuje głęboka korekta. Nie zmienia to faktu, że krążka słucha się przyjemnie, a 12 utworów co najmniej dobrych(w tym 4 naprawdę genialne i kilka bardzo dobrych) na 15 w ogóle to raczej dobry wynik. Dodatkowo na plus działa fakt, że 2 najsłabsze „potworki” są umieszczone na końcu i można przed nimi wyłączyć sprzęt żeby nie psuć sobie opinii o tym wydawnictwie.
Moja ocena -> 7/10
Hmm, Resist Stance słyszałem w jednym z NFSów, ale nie zagłębiałem się w całe wydawnictwo. Trzeba nadrobić!