Kiedy jeszcze w zeszłym roku pojawiły się w mediach pogłoski o tym, że Soundgarden „prawdopodobnie coś nagra” nie napalałem się jakoś specjalnie. Później – gdy wiadomość została już potwierdzona – było podobnie. Moje nastawienie nie uległo zmianie nawet gdy w internecie pojawiły się zapowiedzi krążka. I w sumie dobrze bo teraz – słuchając efektu finalnego – nie czuję rozczarowania. Zaczyna się całkiem dobrze – od 2 utworów zapowiadających album. „Been Away Too Long” jest dynamiczny, w miarę ciężki, żywy. „Non-State Actor” na kilometr zajeżdża mi Audioslave’m, nie żeby to była wada – utwór też jest dobry. Później bywa już różnie. Fajnie prezentuje się połamany „By Crooked Steps” z ciekawym riffem(chyba mój faworyt); szybszy, dynamiczny „Attrition”; spokojny, lekko balladowy „Bones Of Birds” czy też żywy „Worse Dreams” z wyeksponowanym basem. A reszta? Niby bardzo zła nie jest ale nie wyróżnia się niczym na plus. Wieje przeciętnością, średniactwem i przede wszystkim nudą…. Płycie brakuje kopa, dynamiki, może trochę ciężaru. Po „panach po 40tce” nie oczekuję całego albumu utrzymanego w tempie „Jesus Christ Pose” czy „Face Pollution” ale ewidentnie przydałyby się tutaj z 3-4 utwory tego typu żeby ożywić to wydawnictwo jako całość. W obecnym kształcie album w ogóle nie porywa. Po niedawnych eksperymentach Cornella z Timbalandem mogło być zdecydowanie gorzej ale mogłoby być o wiele lepiej. Niby King Animal można postawić na półce obok innych krążków grupy ale do Badmotorfinger i Superunknown mu bardzo daleko, daleko mu nawet do tych gorszych nagrań. Po cichu liczyłem, że Soundgarden przebije poziomem comeback Alice In Chains. Nie udało się, Black Gives Way To Blue jest albumem zdecydowanie lepszym, bijącym twór soundgardenowy na głowę. Prawda jest taka, że świat niewiele by stracił gdyby King Animal w ogóle się nie pojawił bo to album przeciętny, ginący w tłumie. Niczego nowego czy ciekawego do gatunku nie wnosi. Ewidentnie kuleją tu 2 rzeczy: o jednej już pisałem – za mało tu dynamiki i ciężaru. A druga? Przez cały album Cornell praktycznie nie ma okazji żeby się wykazać. No na pasiastą gęś!! Gość ma niesamowity głos, czemu tego tutaj nie słychać?! Soundgarden zrobił to samo co Hey – mając w składzie genialny wokal nagrał materiał, który go tłamsi i nie daje szans do wykazania się. Lipa….!!! Fajnie, że zespół „pochwalił” się efektami swojej pracy w internecie udostępniając darmowego streama – w ten sposób wiele osób zaoszczędziło parę groszy. Po kilku przesłuchaniach na razie nie chce mi się wracać do tego lekko jałowego wydawnictwa, wolę już Audioslave – tam i żywiołu i rasowego Cornella jest zdecydowanie więcej.
I jeszcze na koniec cytacik z wywiadu z Kimem Thayilem: „Płyta potwierdzi, że nadal gramy ostro, ciężko i trochę dziwacznie”. Pytam się: w którym momencie? Za długo czekaliśmy jak na taki średni i przede wszystkim nierówny powrót…
Moja ocena -> 6/10
A ja wrecz przeciwnie. O ile po pierwszych przesluchaniach rzeczywiscie troche brakowalo mi dynamiki to juz z kazdym kolejnym plyta zyskuje na wartosci, moze poza ‘Halfway there’ ktory jest najwyrazniej popowym dzieckiem Cornella. I o ile nadal jest sredniej jakosci strumien z Itunesa czy NME to na sluchawkach sie tego juz milo slucha, o wiele wiecej detali wychodzi. Noga sama tupie a rece wtoroja wybijajac rytm.
Koncertowo natomiast sa w niesamowitym gazie. Niesamowity, naladowany wykopem dwugodzinny set w Londynie w piatek. Czekam na 2013, moze wroca do Europy!
dokładnie! oprócz wymienionego przez Ciebie ‘Halfway There’ oraz ‘Been Away Too Long (jest średnie, można powiedzieć, że riff zbyt schematyczny) cały krążek to bardzo udany powrót! z Soundgarden zawsze trzeba się było osłuchać, żeby dostrzec te wszystkie magiczne detale; ogólnie krążek naprawdę ma sporo muzycznych warstw i z każdym kolejnym przesłuchaniem zyskuje na wartości. 😉
@Bongozz: wydanie krążkowe z pewnością brzmieniowo jest lepsze od tego co zostało udostępnione w internecie ale jakości nagranego materiału to nie zmieni. Ekipa Soundgarden nagrała album przeciętny, już nawet w Audioslave (do którego podchodzę sceptycznie) ma więcej fajerwerków i dynamiki. Gdzieś przeczytałem, że na King Animal jest za dużo materiału. Faktycznie – mamy tu 13 utworów, lekko ponad 50 minut grania a zdecydowanie trudniej to wchodzi niż Superunknown, który jest o prawie 20 minut dłuższy. Kilka lat temu byłem na Szczecin Rock Festivalu gdzie jedną z gwiazd był Cornell. Tak jak przy solowych utworach rewelacji nie było tak przy Soundgardenie, Audioslave i Temple Of The Dog dawał radę. Nawet bardzo:)
@lexis: Ja w Superunknown zakochałem się już za pierwszym podejściem, w przypadku Badmotorfinger nie zajęło to o wiele więcej czasu. Po kilku kolejnych odsłuchach KA nadal uważam, że album jest przeciętny, czerstwy, nie rekompensuje 16 lat oczekiwania. Pewnie i tak za jakiś czas go kupię z szacunku dla zespołu ale raczej będzie to rzecz do posłuchania od święta niż katowana co jakiś czas tak jak ich 2 największe klasyki:)
właśnie po dłuższym okresie czekania, przesłuchaniu kilka razy jestem gotowy aby skrobnąć to i owo o KA, jestem ciekawy czy wciąż jesteś takiego samego zdania co do tego krążka 🙂