7 utworów = 50 minut muzyki = najbardziej przekombinowany album w historii Mastodona. I niby wszystko jest ok. Całkiem fajnie się tego słucha, bez zmęczenia, dużo tu fajnych momentów. Ale krążek się kończy i człowiekowi nie pozostaje z niego w pamięci praktycznie nic. Tak jak w przypadku wcześniejszych wydawnictw (no i od biedy późniejszego The Huntera) już w czasie pierwszego przesłuchania coś wpadało w ucho, coś innego nie bardzo i ogólnie byłem w stanie mniej więcej zidentyfikować kawałki po tytułach tak po Crack The Skye nie miałem żadnych odczuć. Po kilkudziesięciu odsłuchach krążek ten nadal jest mi obojętny i mam problemy z rozpoznaniem niektórych utworów. Nie mówię, że album jest zły bo nie jest. Jest natomiast totalnie inny i taką odsłonę Mastodona nie specjalnie lubię. Są tu oczywiście fajne fragmenty jak np. „The Last Baron” – chyba najciekawszy utwór na krążku z gitarowym wariactwem w środku. Czuć tu też namiastkę tego co zespół prezentował wcześniej. Ciekawy jest „Oblivion” oraz „Quintessence”. Fajne fragmenty ma „Ghost Of Karelia”. No i to by było na tyle. Utwór tytułowy tak sobie przelatuje nie pozostawiając po sobie żadnych odczuć. Taka sama sytuacja ma miejsce w przypadku „The Czar”, który z początku ciągnie się niemiłosiernie. W środku jest tu lepszy fragment, który niestety pod koniec znów zwalnia. I znów powtarzam: nie jest to złe granie. Tylko gdy zestawi się je z Leviathanem czy Remission to wychodzi straszna lipa. Nie ma tu tego ciężaru, agresji, polotu, za które ten zespół bardzo lubię. Crack The Skye spotkał się raczej z ciepłym przyjęciem krytyki (pojechali po nim chyba tylko w serwisie Sputnik Music). Ciekawe jakie byłyby opinie na temat tego krążka gdyby nagrała go inna kapela. Obstawiam, że zginąłby w tłumie. Mastodon chciał nagrać płytę progresywną, mieli do tego prawo tak jak ja mam teraz do oceny efektów ich pracy;) Mi osobiście średnio się to podoba i mam nadzieję, że w przyszłości nie spłodzą niczego w podobnych klimatach. Oby też nie zaczęli grzebać w innych gatunkach bo może się z tego urodzić album dubstepowy;) Chociaż licho wie co to z tego będzie bo The Hunter przyniósł dalsze złagodzenie potwora, który nagrał kiedyś Remission czy Leviathana.
Moja ocena → 7/10